Po raz kolejny was zawodzę.... Właściwie to nie mam pojęcia, czy ktoś jeszcze tu jest. Przepraszam, ale muszę zrobic sobie przerwę, odzyskac chęci. Mam PEŁNO pomysłów, ale chęci zdecydowanie mniej. Do tego dochodzi zapieprz w szkole. Postaram się w miarę szybko wrócic xx
niedziela, 22 listopada 2015
czwartek, 24 września 2015
Rozdział VI "Tytuł jest nasz"
*Neymar*
Siedziałem w aucie dobre 20
minut, obserwując… wyścig. To co widziałem z jednej strony mnie przerażało. Co
prawda, nie widziałem całości, ale mniej więcej połowa, zdecydowanie mi
wystarczała. Postanowiłem, że poczekam, aż rodzeństwo będzie zmierzać w
kierunku mojego auta, wtedy się ujawnię.
Z tego co widziałem, to Angie wygrała. Sam nie wiem czy mam się cieszyć
czy płakać. Na „swój moment” musiałem poczekać jeszcze trochę, lecz gdy ten
nadszedł bez zawahania opuściłem pojazd i opierając się o drzwi, czekałem aż
dziewczyna mnie zauważy. Okazało się, że jest bardzo spostrzegawcza. Zatrzymała
się blisko samochodu i ze zdziwieniem ściągnęła kask. Oliver po prostu mnie
zignorował i pojechał w swoją stronę.
- Co ty tu robisz ? –
spytała jakby z wyrzutem.
- Czułem, że mnie
okłamujesz. Tak, wiem nie musisz się mi spowiadać, ale… martwiłem się. To było
silniejsze od mnie, musiałem wiedzieć, tak więc jestem… - wydusiłem.
Brunetka westchnęła i oparła
się o maskę samochodu. Czas leciał a my milczeliśmy. Taka cisza zawsze mnie
bardzo denerwowała. To oczekiwanie, aż któreś wreszcie się odezwię, mimo to, że
wiesz, że ty i tak tego nie zrobisz…
- Pamiętasz jak wtedy u
ciebie byłam ? Jak opowiadałam Ci o
sobie. – zaczęła nie pewnie.
- Jasne, że tak – odpowiedziałem,
zastanawiając się do czego zmierza.
- Gdy wtedy mówiłam Ci o
James’ie. O tym, że zginął w wypadku. Nie do końca powiedziałam Ci prawdę. –
zrobiła krótką pauzę, lecz szybko kontynuowała.- Owszem, zginął w wypadku, ale
podczas wyścigu. Ktoś uszkodził mu hamulce. Nie wytrzymał na zakręcie i spadł z
urwiska… To dla niego ja i Oliver się ścigamy. Chcemy dotrzeć do finału. Chcemy
go pomścić … - zakończyła a wzrok wbiła w ziemię.
Sam nie wiedziałem co
powiedzieć. Z jednej strony to co robili było w jakimś sensie, hołdem dla ich
brata ale z drugiej strony, wątpię, że on by tego chciał. Żeby narażali się dla
niego… Ale niestety prawdy nie poznam ani ja, ani nikt inny.
- Choć, coś ci pokaże. –
Angie spojrzała na mnie, uśmiechała się, lecz je oczy cały czas były smutne.
Była bliska płaczu. Ewidentnie wspomnienie James’a bolało ją. Tęskniła za nim. Bardzo.
Ruszyłem za nią. Nie miałem pojęcia gdzie mnie
prowadzi. Po mniej więcej dziesięciu minutach, stanęliśmy przy urwisku.
Brunetka podeszła do niewielkiego krzaka i przy nim kucnęła. Podszedłem bliżej
i dopiero wtedy zobaczyłem mały, metalowy krzyż. Na jego dłuższej części,
przyczepiony był wzór motoru z tego samego materiału, a na nim napis:
James Morris
ur. 13.05.1987 – 24.08. 2010.
„Zabiła go pasja, lecz zginął
szczęśliwy”
Kucnąłem koło Angie i
zacząłem głaskać ją po plecach. Widziałem, że przygryza wargę i powstrzymuje
płacz. Lekko się uśmiechnąłem i szepnąłem:
- Nie wstydź się płaczu. –
powiedziałem – Bo nie ma czego.
Podniosła wzrok i tym razem
nie powstrzymując już łez, po prostu się do mnie przytuliła.
***
*Angie, kilkanaście dni
później”
Po wydarzeniu, w dniu wyścigu mało się z
Neymarem widywaliśmy, ale dlatego, gdyż Brazylijczyk musiał się skupić na
treningach, do finału Ligi Mistrzów, który jest właśnie dziś. Złożyło się, że
mam akurat tego dnia urodziny i liczę na najlepszy prezent jaki można dostać.
Na czas pobytu piłkarza w Niemczech, postanowiłam zająć się jego psem –
Pokerem. Także teraz mam na głowie dwa walnięte psy. Właśnie wróciłam do domu z prowiantem na mecz.
Zapas chipsów, napoi, chłopaki zażyczyli sobie jeszcze jakiś alkohol. Ja byłam
przeciwna, bo przy dziecku, to raczej nie zbyt. Skontrolowałam godzinę – 20.00.
jeszcze półtorej godziny… Przypomniał mi się dość ważny szczegół. Wleciałam do
mojego pokoju i z pudełka pod łóżkiem wyjęłam
flagę FC Barcelony oraz 4 klubowe szaliki. Te zostawiłam na łóżku, a z
flagą wyszłam na balkon. Włożyłam jej uchwyt w stojak na flagi, zamontowany na
balustradzie. Wiał lekki wiatr, dzięki czemu flaga wyglądała jeszcze lepiej.
Opuściłam balkon i wróciłam do pokoju. Usłyszałam hałasy z korytarza, więc
zeszłam na dół. Dylan i Jake już przyszli. W drzwiach kuchni pokazał się
Oliver.
-Chodźcie na chwile –
pociągnął moich przyjaciół za sobą, a mnie wygonił do salonu.
Zaskoczona usiadłam na
kanapie. Coś w sercu kazało mi napisać do Neymara. Wyciągnęłam telefon z
kieszeni i chwilę biłam się z myślami. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk SMS’a.
On mi czyta w myślach na odległość ?
„Wszystkiego Najlepszego <3 Obiecuje, że zadedykuję Ci bramkę :* Po
za tym mam dla ciebie niespodziankę” Zaskoczona od razu wzięłam się za
odpowiedź „Nie wierzę, że pamiętasz. Dziękuję i życzę powodzenia z całego
serducha <3” Schowałam telefon, i
głośno wypuściłam powietrze. Nagle zrobiło się dziwnie ciemno. Zgasły światła.
O co chodzi ? Usłyszałam kroki z kuchni odwróciłam wzrok. Do salonu weszli Oliver z tortem oraz Jake’em i Dylanem
po bokach śpiewający „Sto Lat” Zakryłam usta dłonią. Zabiłabym ich, ale tego
nie przeżyje. Wstałam gdy podeszli do kanapy. Na torcie był Herb Barcelony oraz
napis „Happy Brithday Angie !”
- Pomyśl życzenie – upomniał
mnie Dylan a ja spojrzałam na niego z politowaniem.
- Wiem, deklu. – zaśmiałam
się.
Mam dużo marzeń. Większość z
nich jest nierealna… Więc postawię na chęć bycia szczęśliwą. Chcę żeby moja
rodzina była szczęśliwa. Chce znaleźć tego jedynego i być szczęśliwa u jego
boku. Przymknęłam oczy po czym zdmuchnęłam świeczki. Zanim Jake zabrał się za
pokrojenie tortu (a boję się go tylko wtedy gdy ma nóż) musiałam oczywiście
zrobić zdjęcie. Pozbyliśmy się ¼ ciasta. Nawet Vida i Poker się na trochę
załapali. Co prawda wylizali tylko trochę talerze, ale psy jak to psy – cieszą
się nawet z tego. Czas do meczu zleciał błyskawicznie. Cała piątka (Tak, Jai
także ogląda) plus psy, siedziała na kanapie bądź podłodze i wpatrywała się w
ekran. Po około 20 minutach meczu doczekaliśmy się pierwszego gola w wykonaniu
Messiego. Wszyscy zerwali się z kanapy i wrzasnęli tak, że aż psy uciekły.
Następnej bramki doczekaliśmy się sekundy przed końcem pierwszej połowy, tym
razem strzelał Neymar, a jego cieszynka… zwaliła mnie z nóg. Pod koszulką ze
swoim nazwiskiem, ukrywał drugą z napisem „Feliz cumpleaños Angie!”. Powstrzymywałam
łzy radości, zaskoczenia… Nie wierzyłam, że to się dzieję. Ale byłam pewna jednej rzeczy – przez całą
reszte meczu i nie tylko będę szczęśliwa jak nigdy w życiu. Przez resztę meczu
wrzeszczeliśmy jeszcze 2 razy, zawsze dzięki Neymarowi. Takie urodziny to ja
mogę mieć co roku… Lepszego prezentu
chyba nie można dostać, prawda ?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam :)
Wiem, że krótki, ale chciałam go już wstawic. Mam nadzieję, że pomimo długości się spodoba. Dziękuję za 5500 wyświetleń ! Idziecie jak burza :) Mamy już 9 obserwatorów...
Dacie radę wbic 9 KOMENTARZY ? Nawet nie wiecie, jak byłabym szczęśliwa :3
sobota, 12 września 2015
Moja skleroza czyli 1 LBA :D
Przedstawiam wam moje pierwsze LBA na tym blogu... W całej "karierze" jest to moje 3. Na czym polega, chyba nie trzeba tłumaczyc. :) Nominacje dostałam 19 sierpnia >.< od mojej kochanej autorki tego bloga - http://neymaarmylife.blogspot.com/
A oto odpowiedzi na pytanka :)
1 1. Gdzie widzisz siebie w przyszłości ?
Odp. Ty wiesz gdzie xD Razem z tobą w
Barcelonie, w domu mieszczącym się blisko domu Neya xD A tak serio, to nie wiem…
2 Gdybyś mogła spędzić jeden dzień w serialu, to
jaki serial byś wybrała?
Odp. Eee… Pamiętniki Wampirów..? Chyba tak.
3. Wierzysz w przyjaźń damsko-męską ? Dlaczego tak/nie ?
Odp. Tak. Dlaczego ? Sama mam 2 kolegów którym mało brakuje
by zostać moimi przyjaciółmi J
3
Czy cieszy Cię widok komentarza pod postem ?
Odp. Baaardzo. Zawsze szczerze się przez
jakieś 10 minut
5. Co motywuje Cię do pisania ?
Odp. Komentarze przede wszystkim, potem rosnąca ilośc obserwatorów,
na koniec wyświetlenia :3
6. Czy twoi przyjaciele/znajomi wiedzą, że prowadzisz bloga
?
Odp. Wiedzą chyba 2 koleżanki plus mama i siostra.
7. Gdybyś miała na to wpływ to do jakiej narodowości byś
chciała należeć ?
Jestem patriotką, jestem dumna z tego, że jestem Polką, ale gdybym nią nie
była to chciałabym być Hiszpanką/Brazylijką ewentualnie Amerykanką :3
8. Na spacer nie wybieram się bez... ?
Odp. Coraz częściej
bez telefonu xD
9. Kiedy masz "czas dla siebie" co robisz ?
Odp. Zależy od dnia i humoru :/
10. O której godzinie wstajesz w wolne dni ?
Odp. Od 7 do 12. Wszystko zależne od reszty rodziny, która
bardzo często mnie chamsko budzi, tu pozdrawiam moją siostrę xD
11. Co pomaga Ci zasnąć ?
Odp. Muuzyka <3 Czasami dobra książka ;)
Oto moje pytania -
1. Czego najbardziej się boisz ?
2. Jesteś od czegoś "uzależniona" ? (Chyba wiadomo o jakie uzależnienia chodzi xD)
3. Ulubiony kolor ?
4. Ulubiona pora roku ?
3. Zimne lato vs ciepła zima
4. Ulubiony gatunek muzyczny ?
5. Mieszkasz na południu czy północy ?
6. Noc vs Dzień
7. Wolałabyś zabic przyjaciela czy byc zamkniętym w małym pomieszczeniu z największym wrogiem ?
8. Jesteś patriotą ?
9. Ulubiony POLSKI piłkarz ?
10. W jakim miesiącu masz urodziny ?
11. Lubisz czytac ?
Blogi które nominuje dodam jutro, gdyż teraz nie mam zbyt dużo czasu...
sobota, 29 sierpnia 2015
Rozdział V "Muszę wiedziec"
Rozdział dedykowany dwóm Wiktoriom, które wiedzą, że o nich mówię <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rzeczą którą lubię najbardziej zaraz po
graniu w piłkę oraz oglądaniu meczy jest to co robię w tym momencie – siedzenie
na balkonie (właściwie to gdziekolwiek, byle było spokojnie), z ciekawą
książką, jakimś dobrym ciachem i spokojną muzyczką. Nawet Oliver już wie, że
przeszkodzenie mi w tym momencie jest karane śmiercią, albo godzinnym kazaniem,
więc poszedł gdzieś z Jai’em Co do
książki to tym razem padło na czwartą część Harry’ego Potter’a. Postanowiłam
sobie za cel przeczytać całą sagę od początku i idzie mi całkiem nieźle.
Szczerze mówiąc, to nie wiem który raz to czytam… Przy piątym się zgubiłam…
Lubię czytać. Nawet bardzo. Ale tylko czego nie muszę. Z przymusu właściwie
nigdy nie przeczytałam żadnej książki. Podczas gdy Glizdogon właśnie zabijał
Cedrika, mało co nie zeszłam na zawał. Właściwie zapomniałam o żywym świecie,
gdy usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
Było trzeba go
wyłączyć… - Pomyślałam i spojrzałam na
wyświetlacz. Gdyby to był ktoś inny, gorzko by tego pożałował. A był to Neymar.
Zaciekawiona tym, dlaczego dzwoni odebrałam
.
- Haloo – przeciągnęłam wyraz.
- Przeszkodziłem Ci w czymś ? – usłyszałam cichy śmiech.
- Można tak powiedzieć – mimowolnie się uśmiechnęłam. – Aż tak bardzo to słychać ?
- To przepraszam, ale zwijaj
się. Mam dla ciebie niespodziankę. Będę u ciebie za dziesięć minut.
- Co ty kombinujesz ? –
spytałam.
- Zobaczysz na miejscu –
odpowiedział, po czym się rozłączył.
Z westchnieniem , podniosłam się z czegoś w
rodzaju ławki. Wsunęłam zakładkę w książkę, odłączyłam słuchawki od telefonu i
je zwinęłam. Zaniosłam rzeczy do pokoju i usiadłam na łóżku zastanawiając się
co robić przez te kilka minut. Chwyciłam torebkę, gdzie włożyłam kilka
podstawowych rzeczy. Zostawiając ją na łóżku, poszłam umyć zęby. Poprawiłam
szybko grzywkę, a gdy opuściłam łazienkę dostałam SMS’a od Neya. Już na mnie
czekał. Zabrałam torebkę, w podskokach zeszłam na dół, po czym wyszłam z domu.
Skierowałam się w stronę znajomego samochodu, gdzie Neymar już przytrzymywał mi
drzwi.
- Cześć – uśmiechnęłam się –
Powiesz mi w końcu co kombinujesz ?
- Dostałaś już odpowiedź na
to pytanie – zaśmiał się, po czym uśmiechnął – Wsiadaj. Im szybciej tam
dotrzemy, tym szybciej się dowiesz.
Posłusznie wsiadłam do
samochodu. Całą drogę na miejsce umierałam z ciekawości.
***
Zawiązał mi oczy. On mnie przeraża. Uparty
jak osioł, nie powie co knuje. Nie pozostało mi nic innego, jak kierować się dźwiękami.
Poczułam, że wchodzimy do pomieszczenia. Przeszliśmy kilka metrów, po czym
usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach, a potem ich zamknięcie. Zapanowała
kilku sekundowa cisza, a po chwili usłyszałam, jakby odłożenie torby, czy
czegoś w tym rodzaju.
- Już cię rozwiązuje –
usłyszałam chichot Brazylijczyka, a chustka czy czym tam miałam zawiązane oczy,
w końcu została zabrana. Na początku, myślałam, że mam przewidzenia. Odwróciłam
się stronę szatyna, z wielkim uśmiechem
na twarzy.
- Nie szczerz się tak, tylko
się przebieraj - wskazał na torbę, która
stała na ziemi, koło szafki – Dziś ćwiczysz z nami. Zatrzymaj sobie te rzeczy –
uśmiechnął się poraz kolejny. – Też lecę się przebrać, za chwilę po ciebie
przyjdę.
Opuścił pomieszczenie, które jak się
okazało było drugą szatnią. Przysiadłam na chwilę, próbując ochłonąć, co i tak
się nie udało. Westchnęłam, i otworzyłam torbę która zostawił mi Ney. To jest
sen… Znalazłam tam strój Barcelony z moim nazwiskiem (swoją drogą, to skąd on wie jak mam na
nazwisko ? Nie mówiłam mu chyba…), korki z Nike oraz inne potrzebne rzeczy,
czyli jak ja to mówię – duperele. Z wielkim uśmiechem, szybko się przebrałam i
związałam włosy. Zdążyłam jeszcze „jakoś” złożyć moje ciuchy i usłyszałam
pukanie. Drzwi się otworzyły, a w nich pokazał się Neymar.
- Gotowa ? – spytał.
- Chyba tak – wstałam i do
niego podeszłam.
- To idziemy. – przepuścił
mnie w drzwiach. – Najpierw pogadasz z Enrique. Gdy pokazałem mu filmik…
- Jaki filmik ?
- Wczoraj Cię nagrałem.
Potem Ci wyjaśnię. Wracając do tematu, gdy mu to pokazałem, zgodził się od razu,
co mnie zaskoczyło. Myślałem, że będzie przeciw… W każdym, razie mówił, że mam
Ci przekazać, że będzie chciał z tobą pogadać.
Nawet nie zauważyłam, kiedy weszliśmy na
murawę. Z tego miejsca, to wygląda zupełnie inaczej. Po prostu – niesamowicie.
Tak jak „kazał” mi Neymar, najpierw porozmawiałam z Enrique. Powiedział mi
tylko, że gdy Ney mu to pokazał był pod wrażeniem, gdyby go nie wyprzedził, sam
prędzej czy później by to zaproponował.
Potem zwołał piłkarzy (Ney był pierwszy..), przedstawił mnie,( chociaż wydaje
mi się, że Neymar zrobił to przed nim) a potem poprosił, żebym pokazała co
umiem. Oczywiście Brazylijczyk zgłosił się na ochotnika. Zgodziłam się, bo jego
spojrzenie mówiło wszystko „jak się nie zgodzisz, to się fochnę, a tego nie
chcemy”. Zaczęłam od tego co mogłam zrobić sama, lecz szybko potrzebowałam
mojego pomocnika.
- Dam Ci fory, żeby było
bardziej widowiskowo – szepnął, gdy przechodził koło mnie.
Zaczęliśmy nasze
przedstawienie. Grałam, tak jak zawsze jeśli chodzi o „styl” ale też próbowałam
dać z siebie wszystko. Gdyby nie „fory” poległabym zapewne od razu, a tak
„załatwiłam” go 2 razy właściwie jego własną bronią.
- Nie wiem jak reszta –
usłyszałam Daniego Alvesa – Ale ja jestem za tym, żeby ją zrobić zastępczynią
Neymara
Wszyscy łączenie ze mną parsknęli śmiechem,
choć nie ukrywam – byłoby to ciekawe doświadczenie. Po krótkiej rozgrzewce,
czyli między innymi 2 okrążeniach (z
czego połowę jednego Ney przebiegł ze mną na plecach, za gadanie) zagraliśmy jeszcze krótki mecz. „Moja” drużyna
wygrała 3-1 i nawet udało mi się strzelić gola, w co cały czas nie mogę
uwierzyć. Jestem w stu procentach pewna, że zapamiętam te dwie godziny na
bardzo długo.
***
-Masz jakieś plany na dziś ?
– spytał Ney gdy opuszczaliśmy stadion
- Chyba zabiorę Jai’a i
pojedziemy na plaże, bo w domu do roboty nic nie ma. Będzie dopiero jak wrócę –
zaśmiałam się.
- Mogę się wprosić, że tak
powiem ? – spytał Brazylijczyk – Zabrałbym Daviego, po jutrze wraca do
Brazylii, chciałbym jak najlepiej wykorzystać ten czas który został, a tym
razem mógłbym go spędzić także z tobą – uśmiechnął się. Nim się obejrzałam
wsiadaliśmy do jego samochodu
-Nie ma sprawy –
powiedziałam - Jai się ucieszy. Widać,
że lubią się z Davim - odpowiedziałam
- To w takim razie teraz Cię
odwiozę, pojadę do siebie się trochę ogarnąć i razem z młodym będziemy za… pół
godziny ? Wystarczy ? – zaśmiał się.
- Zdecydowanie.
Po kilku minutach byliśmy już pod moim
domem . Pożegnałam się z chłopakiem i zabrałam torbę z rzeczami które od dziś
należały do mnie. Weszłam do domu, zdjęłam buty i poszłam poszukać bratanka.
Bawił się razem z Oliverem w ogrodzie. Powiedziałam im, że zabieram go na
plaże, po czym sama poszłam znaleźć jakieś kostium. W końcu zdecydowałam się na
mój ulubiony. Zabrałam go i jakieś luźne ciuchy po czym poszłam do łazienki.
Ogarnęłam się trochę, założyłam bikini a na nie wybrane ubrania. Wyszłam z
łazienki i włożyłam do torby plażowej kilka potrzebnych rzeczy, a potem poszłam
zobaczyć czy Oliver „przygotował” Jai’a. Ku mojemu zdziwieniu, zrobił to. Jeśli
Neymar zjawił by się dokładnie po pół godzinie, to i tak miałaby jeszcze 10
minut. Napisałam mu SMS’a, że jesteśmy już gotowi. Praktycznie od razu dostałam odpowiedź, że w
takim razie już wychodzą. Czas oczekiwania na nich postanowiłam umilić sobie
oglądaniem telewizji.
Nim się obejrzałam razem z Jai’em „pakowaliśmy
się” do samochodu i ruszaliśmy w kierunku plaży. Neymar postanowił zabrać nas
na jakąś mało znaną plażę, gdzie z reguły jest spokojniej i jest tam mało lubi,
a miejsce jest naprawdę piękne. Szczerze mówiąc jestem ciekawa gdzie nas „wywiezie”.
Na miejscu byliśmy po około 15 minutach. Brazylijczyk miał rację – miejsce naprawdę
było piękne. Nie rozumiem dlaczego jest tu tak mało ludzi… Znaleźliśmy jakieś
miejsce, kilka metrów od wody. Zdjęliśmy ubrania, a dzieciaki od razu pobiegły
do wody. Zdążyliśmy tylko krzyknąć, żeby uważali. Usiadłam na ręczniku i
chwyciłam telefon celu zrobieniu kilku zdjęć.
Udało mi się uchwycić moment, gdy Neymar zaczął ochlapywać chłopców. Naprawdę
spodobało mi się to zdjęcie. Zrobiłam kilka ogólnych, całego widoku, potem ze
dwa sobie po czym schowałam telefon.
Niestety opalanie nie było mi dziś dane. Po
chwili zobaczyłam Neymara z niecnym uśmiechem zmierzającego w moją stronę.
Przełknęłam ślinę i wstałam i zaczęłam się cofać. On jednakże okazał się
szybszy. Podbiegł do mnie, chwycił w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
Zaczął iść w kierunku wody
- Puść mnie, proszę ! – zaczęłam
błagać.
- Nie – zaśmiał się.
- Zrobię wszystko ! Tylko
mnie puść.
- Wszystko ? – spytał.
- Cofam to, nie wszystko.
Ale mnie puść.
- Tak się nie bawię. –
odpowiedział wchodząc do wody. Gdy ta sięgała mu do pasa, w końcu mnie puścił.
- Dlaczego nie tak od razu ?
– mruknęłam, chcąc iść w kierunku brzegu.
- A pani gdzie się wybiera ?
– chwycił mnie za rękę tym samym uniemożliwiając ucieczkę a do tego mnie
ochlapał.
- No wiesz ! – zaśmiałam się
***
Leżałam na ręczniku, po dziesięciu minutach
walki z Neymarem który pozwolił mi w końcu wyjść z wody. Tym razem znowu ktoś
mi przerwał, lecz nie był to piłkarz. Był to dźwięk SMS. Podniosłam się i odblokowałam
ekran. Od Olivera ? Dziwne… „Zmiana
planów. Wracaj, za dwie godziny wyścig”. Zamarłam. To nie możliwe. On miał być
w przyszłym tygodniu…Zauważyłam, że Neymar wychodzie z wody a chłopcy biegną
obok niego. Usiadł obok mnie.
- Coś się stało ?- spytał.
- Nie… Ale musimy już
wracac.. – przygryzłam wargę.
- Szkoda, fajnie jest. Ale
obiecaj mi, że to jeszcze kiedyś powtórzymy.
- Jasne – uśmiechnęłam się.
*Neymar*
Ku nie zadowoleniu
dzieciaków musieliśmy wracać. Wydaje mi się, że Angie kłamie… Że coś jednak się
stało. Wiem, że nie musi się mi spowiadać ze wszystkiego, ale jej zachowanie
mnie trochę zmartwiło. Wiem, że to będzie głupie z mojej strony, ale muszę to zrobić.
Pojadę za nią. Gdy ją odwiozę, pojadę do siebie, zostawię Daviego, zmienie
samochód, i tu wrócę. Muszę wiedzieć o co chodzi. Tak jak pomyślałem tak
zrobiłem. Syna zostawiłem z zaufaną sąsiadką. Białe auto zamieniłem na czarne.
Udałem się pod jej dom i nie pozostało mi nic jak czekać. Widziałem, że jest
jeszcze w domu. Po około godzinie, razem z bratem wyszła z domu. Poszli do
garażu, z którego wyszli z… motorami ? Wiem, że ona się tym interesuje ale, że
jeździ to bym nie powiedział… Gdy trochę odjechali, także ruszyłem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam. Z całego serca was przepraszam, że musieliście tak długo czekac.
Ale poprostu nie mogłam tego skończyc. Albo nie miałam weny, albo nie mogłam pisac :/
Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy :)
Mam nadzieję, że mnie nie zostawiliście :)
Jeśli jesteś - skomentuj :)
Dlaczego ? Możesz przeczytac pod okienkiem na komentarz hah :D
środa, 22 lipca 2015
Rozdział IV "Eliminacje"
Pierwszy raz od
dłuższego czasu udało mi się spać tak długo, aż do jedenastej. Zapewne gdyby nie telefon od Jake’a spałabym
jeszcze dłużej. Tak jak wczoraj podejrzewałam,
poinformował mnie, że dziś idziemy grać i ani on ani Dylan nie tolerują odmowy.
Zwlekłam się z łóżka i odsunęłam zasłony które i tak nie spełniały swojego
zadania. Zaczęłam poszukiwania jakichś luźniejszych spodenek, a potem musiałam
się zdecydować na koszulkę, co nie należało do zbyt łatwych. Miałam do
dyspozycji dwie - obie z herbem FC Barcelony i „11” na plecach. Jedyną różnicą
było to, że jedna posiadała autograf. Po kilku minutach zdecydowałam się na tą
bez niego. Tą z meczu chyba powieszę na ścianie... Zabrałam inne potrzebne
rzeczy i poszłam do łazienki. Poranna toaleta i ubranie się zajęło mi nie całe
piętnaście minut.
Zeszłam na dół
i skierowałam się do kuchni. Zjadłam szybko miskę płatków. Gdy odkładałam
naczynia do zmywarki, rzuciłam przelotne spojrzenie na zegar. Dochodziła
dwunasta. Tym razem skierowałam się do korytarza i z szafki na buty wygrzebałam
moje jedyne jak na chwilę obecną korki. Długo ich nie „używałam” gdyż graliśmy
na gumie. Tym razem chłopaki stwierdzili, że przenosimy się na „murawę” bo mają
dość obtartych nóg, przez nawierzchnie która ich ewidentnie nie lubi. Schowałam
buty do mojego ulubionego plecaka.
- Wychodzisz ? – z salonu usłyszałam Olivera.
- Tak ! – odpowiedziałam – A co ?
- Musimy pogadać -
jego ton trochę mnie zaskoczył.
- To nie może poczekać do wieczora ? – spytałam – Trochę
się śpieszę.
- Chodzi o wyścigi.
W ciągu sekundy pojawiłam się w salonie i siedziałam na
kanapie koło blondyna. Ciekawa byłam o co może mu chodzić. Ostatnio rzadko
rozmawialiśmy na ten temat.
- Dzisiaj odbędzie się wyścig. Eliminacje do eliminacji
„Legendy”. Tym razem ja.
- Jak kto „tym razem” ? – spytałam zbita z tropu.
- Jego trasa jest cholernie trudna. Z siedmiu uczestników
dalej przechodzi sześć. Jednakże ten kto wygra, otrzymuje bonus w postaci
szybszego startu w następnym. A następny wyścig, pojedziesz już ty – wskazał na
mnie palcem. Chciałam się odezwać, protestować, ale ten uciszył mnie gestem
ręki. – Jeśli dojdziesz do finału, a według mnie masz duże szanse, ja także
pojadę.
- Ale…
- Żadnych ale. Wszystko załatwiłem, nie możemy się teraz
wycofać. – No pięknie. Ustalił wszystko
bez mojej wiedzy.
Wkurzona, ale także przerażona, założyłam trampki i
zabrałam plecak do którego włożyłam jeszcze butelkę wody. Wyszłam z domu i
trzasnęłam drzwiami. Przypomniałam sobie słowa Neymara z wczoraj „Chętnie
zobaczę jak grasz”. Wyjęłam telefon i
przez chwilę biłam się z myślami… W końcu wysłałam mu sms’a, w którym
napisałam, gdzie będziemy i jeśli dalej chce nas zobaczyć może przyjść. Schowałam
telefon i ruszyłam w stronę miejsca naszego spotkania. Gdy po około piętnastu
minutach doszłam na miejsce, chłopaki już ganiali się po boisku. Oprócz nich
były tam jeszcze dwie nieznane mi osoby. I dobrze. Im mniej ludzi tym lepiej.
Usiadłam na jednej z ławek. Zmieniłam trampki na korki i weszłam na boisko
ogrodzone wysoką siatką. Dużo bardziej lubiłam grać na trawie niż na gumie.
- Angie ! – w moją stronę wystrzelił Dylan – Ileż można ?
- Nie czepiaj się. Ja mogę – wytknęłam mu język – Znając
życie znowu byłeś pierwszy ?
- Yhym – mruknął szatyn – Jak gramy ?
- Zacznijmy od jeden na dwa. Ja na was. Może być ?
- Okay – tym razem odpowiedział Jake – Z bramkarzem czy
bez ?
- Na razie tak.
Blondyn odbiegł w stronę bramki wyraźnie ucieszony. Na
mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Ustawiłam piłkę w odpowiednim
miejscu. Razem z Dylanem stanęliśmy naprzeciwko siebie. Spojrzałam na niego z
miną która miała mu przypomnieć, że ma grać na serio. On tylko się szyderczo
uśmiechnął.
- Raz… dwa… trzy ! – odliczył chłopak po czym zaczęliśmy.
Przejęłam piłkę i starłam się jednocześnie jak
najszybciej dobiec do bramki, ale także nie dać sobie odebrać piłki. Jak zawsze
opierałam się na grze i trikach Neymara, także tych z Santosu. Dosyć szybko
pozbyłam się Dylana, który właściwie przewrócił się przez własne nogi. Pozostał
sam na sam z Jake’em. Trochę się zanim podroczyłam, po czym jednym ruchem
zmyliłam go, na tyle, że piłka poleciała zupełnie w innym kierunku niż ten w
którym rzucił się blondyn.
- Znowu to samo… - burknął Dylan stając obok mnie – Dalej
nie mogę zrozumieć jak ty to robisz.
- Nauczyłam się – wytknęłam im język zaczynając
żonglerkę. Lubiłam ich denerwować, w
końcu są dla mnie jak bracia.
Nagle poczułam jak ktoś zakrywa mi oczy. Podskoczyłam i
straciłam kontrolę na piłką.
- Zgadnij kto to ? – nie byłam do końca pewna, czy dobrze
kojarzę ten głos, ale zaryzykowałam
- Ne-Neymar… ? – zgadywałam.
„Ktoś” zabrał ręce w moich oczu, a ja się odwróciłam. Tak
jak myślałam, za mną stała Barcelońska gwiazda. Posłałam uśmiech w jego stronę.
Spojrzałam na moich przyjaciół, których miny były godne zapamiętania. Posłałam
im spojrzenie które miało znaczyć, że wyjaśnię im to później.
- I co myślisz ? – tym razem odezwałam się do
Brazylijczyka.
- Widziałem tylko końcówkę, ale mimo to zauważyłem, że na
kimś się wzorujesz – zaśmiał się – Chętnie zobaczę coś jeszcze.
- Jake, Dylan – zaczęłam – Jedziemy, dwóch na jednego.
Bez bramkarza.
No i zaczęło. Zawsze starałam się, najpierw „pozbyć” się
Dylana. Był szybszy i grał brutalniej od blondyna. W tym momencie usiłowałam
wywinąć się Jake’owi. Udałoby mi się, gdyby nie atak Dylana od tyłu. Odebrał mi
piłkę. Nie na długo. Na początku chciałam zaatakować Jake’a, ale po chwili
zmieniłam zdanie. Poczekałam aż ten podał do szatyna i przejęłam piłkę. Zostawiając
ich osłupionych ruszyłam w stronę drugiej bramki w której z łatwością
umieściłam piłkę. Z dumnym uśmiechem odwróciłam się w stronę Neymara ciekawa
jego reakcji.
- Powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem – uśmiechnął się,
a moja dusza skakała z dumy i szczęścia.
***
*Oliver*
Ludzi jak zawsze nie było zbyt dużo. Tylko uczestnicy i „Legenda”.
Nikt nie chciał, żeby to się wydało. Zawsze staraliśmy się, że wszystko
odbywało się jak najciszej. Co niestety nie było zbyt łatwe. Trzy z siedmiu
osób były już na linii startu. Dołączyłem do nich. Sprawdziłem kilka rzeczy i
byłem gotowy. Muszę to wygrać. Dla James’a . Nim się obejrzałem, ruszyliśmy. W powietrze
wzbił się kurz, a ja jak najszybciej starałem się wybić na pierwsze miejsce.
Trzeci, drugi, pierwszy. Widzę kogoś z lewej. Jak najszybciej zajeżdżam mu
drogę, a po chwili wracam na poprzednie miejsce. Najważniejszą rzeczą jest
zdobycie zapasu. Zakręt. Zwalniam, lecz po kilku minutach moja prędkość powraca.
Pozbywam się z łatwością przeciwników, raz po raz zajeżdżając im drogę. Połowa
trasy. Od najbliższego motoru dzieli mnie około 50 metrów. Jest dobrze. Maszyny pędzą, trasy
ubywa. Ostatnia prosta. Widzę metę. Zwiększam prędkość i niczym błyskawica
przelatuje przez linię mety. Wygrałem. Otrząsam się z szoku jaki towarzyszy mi
zawsze. Po każdym wyścigu. Zdejmuję kask. Schodzę z motoru i opieram go na
nóżce. Podchodzę do „Legendy” który zawsze przekazuje nagrodę. Tym razem było
to pięć tysięcy. Odbieram nagrodę. Skinąłem głową. Wracam na motor i czym prędzej
stąd znikam.
*Angie*
Siedziałam w domu oglądając jakiś nudnawy film. Jai
zasnął gdy oglądał bajki, więc zasniosłam go do łóżka. Oliver jeszcze nie
wrócił z wyścigu. Mam nadzieję, że wygrał… Mój wzrok powędrował ma zdjęcie
James’a stojące na szafce. Długo nie byłam na cmentarzu… Wstałam w kanapy i
poszłam do garażu. Może znajdę tam jeszcze jakieś znicze… Przeglądałam
wszystkie miejsca i w końcu jakiś znalazłam. Postawiłam go w korytarzu. Gdy
tylko wrócił mój brat, bez słowa wyszłam z domu. Włożyłam znicz do jakiejś
siatki, a ją do torebki. Wsiadłam na rower i udałam się na cmentarz który
mieścił się dosyć nie daleko. Gdy dotarłam na miejsce, zabezpieczyłam rower i
weszłam na teren cmentarza. Zaczęłam kluczyć między grobami szukając grobu
brata. Po kilku minutach go znalazłam. Zapaliłam znicz i go tam postawiłam.
Zmówiłam krótką modlitwę, po czym usiadłam na ławeczce stojącej obok. Na moje
policzki spadło kilka łez.
„How could we not talk about family when family's all that we got? Everything I went through you were standing
there by my side (…)”
Według mnie ten rozdział jest do duuupy :c
Ale z całego serducha dziękuję wam za 12 komentarzy pod poprzednim rozdziałem !
Może tym razem jeszcze bardziej mnie zaskoczycie i dacie radę napisac 15 ? Wtedy byłabym po prostu w raju.
W tym rozdziale podoba mi się tylko końcówka...
I wgl przepraszam, że jest tak późno. Nie dałam rady wcześniej napisac...
Do następnego, kochani :*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeśli jesteś = Skomentuj
Napisanie komentarza zajmuje kilka minut. Rozdział kilka godzin a nawet dni. Każdy komentarz to dla mnie motywacja do dalszej pracy, ale także znak, co mogę zmienić itd. To pomaga, bardzo. Dlatego proszę. Jeśli jesteś, zostaw po sobie znak... :) Im komentarz dłuższy tym większy uśmiech i większą motywacja.
Za każdy jestem niezmiernie wdzięczna. Uczucie które towarzyszy Ci gdy wiesz, że to co robisz się komuś podoba jest nie do opisania.
niedziela, 12 lipca 2015
Rozdział III "Słodkie Oczka"
Bałagan jaki panował w tym domu momentami
mnie przerażał. Dłużej nie mogłam tego wytrzymać i korzystając z tego, że Jai jest w
przedszkolu a Oliver zajęty motorem postanowiłam zrobić „wielkie sprzątnie”.
Zanim odprowadziłam bratanka zrobiłam sobie listę „zadań” która szczerze
mówiąc… przerażała mnie. Przede wszystkim wypadło tu odkurzyć. Potem ogarnąć każde
pomieszczenie z osobna. Niestety posiadanie „wypasionego” domu ma minusy a
mianowicie… sprzątnie….
Żeby być pewna, że moja praca nie pójdzie
na marne, wyrwałam z zeszytu kartkę i
napisałam na niej dwa zdania. „Sprzątam i
nie życzę sobie, żebyś robił mi syf. Wypuszczę Cię jak skończę”. Zgięłam ją i wsunęłam pod drzwi prowadzące do
garażu. Następnie je zablokowałam. Wiedziałam, że stamtąd nie wyjdzie gdyż
pilot od drugich drzwi leżał na stole. Zadowolona z siebie, związałam włosy i
moją „wojnę” rozpoczęłam od salonu, gdzie walało się pełno zabawek Jai’a oraz
wiele innych rzeczy. Westchnęłam zrezygnowana i zaczęłam działać.
***
Ostatnim pomieszczeniem jakie mi zostało
okazał się mój pokój, który po tym wszystkim był po prostu przyjemnością. Ze
specjalnie głośno włączoną muzyką który
skutecznie zagłuszała błagania Olivera byłam bliska końcowi swojego „dzieła” z którego
byłam jednym słowem dumna. Starłam kurze na dwóch ostatnich półkach i uśmiechem
padłam na łóżko. Teraz jeszcze tylko odebrać Jai’a i na dziś koniec. Nikt i nic
nie wyciągnie mnie z domu. Zadowolona z siebie opuściłam pokój i zeszłam na
dół. Otworzyłam drzwi garażu.
- No wreszcie ! – krzyknął
Oliver, chcąc wyjść. Powstrzymałam go gestem ręki – Co znowu ?
- Zdejmij buty –
powiedziałam ze złośliwym uśmiechem.
Blondyn przewrócił oczami i posłusznie
wykonał polecenie. Z obuwiem w ręku opuścił swoje „królestwo”. Nie mogąc
opanować śmiechu parsknęłam jak jakaś psychiczna i sama udałam się do korytarza
gdzie założyłam moje ulubione znoszone vansy. Wsunęłam telefon do kieszeni
spodenek i wyszłam z domu. Opuściłam posesję i udałam się w stronę przedszkola,
gdzie pewnie już czeka na mnie Jai. Przez chwilę miałam ochotę rozpuścić włosy
ale szybko zrezygnowałam, bo stwierdziłam, że w takim cieple nie ma to sensu.
Bogu dzięki przedszkole jest dosyć blisko, dzięki czemu mogę sobie zrobić
krótki spacerek. Po kilku minutach byłam już w budynku, gdzie przywitał mnie
miły chłód. Poszłam w kierunku sali gdzie, zajęcia miała jego grupa.
- Angie ! – gdy tylko mnie
zobaczył wskoczył mi w ramiona.
- Cześć szkrabie –
przytuliłam go po czym odstawiłam na ziemie. - Idziemy ?
- Tak – uśmiechnął się.
Poszliśmy do szatni, gdzie
były już inne dzieciaki wraz z rodzicami. Jai zaczął ubierać buty, a ja stanęłam
obok i z uśmiechem go obserwowałam.
- Proszę pani…- usłyszałam
„z dołu” i spojrzałam w tamtym kierunku. Patrzał na mnie mały blondynek… Jeśli
dobrze widzę to jest to Davi Lucca. Dziwne, że Jai się nie pochwalił…- Czy Jai
mógłby do mnie przyjść, i się pobawić ? Mój tatuś już się zgodził – wskazał na
Neymara, który uśmiechał do nas z drugiego końca pomieszczenia.
- Angie, proooszę – tym
razem odezwał się szatyn.
- Jeśli chcesz, a twój tata
się zgodzi, to ja Ci pozwalam – poczochrałam go, a ten spojrzał na mnie
niezadowolony.
- Tata musi wiedzieć ? On
się nie zgodzi… - zrobił słodkie oczka którym nigdy nie potrafiłam się oprzeć.
- No dobrze… Powiem mu, że
będziemy później. – uśmiechnęłam się do chłopca, i zauważyłam, że w naszym
kierunku zmierza Neymar.
- I co ? – spytał się… do
kogo to było skierowane ? – Angie, zgadzasz się ?
- Ja nie mam nic przeciwko.
- Wiesz co… może pójdziesz z
nami ? – zapytał mnie Brazylijczyk – Tyle razy się już spotykaliśmy, a ja mało
o tobie wiem. – uśmiechnął się.
- Nie wiem czy powinnam… - z
jednej strony chciałam, ale z drugiej nie wiedziałam czy wypada.
- Jak to nie powinnaś ?
Zapraszam Cię, więc to jest chyba jednoznaczne. Z resztą co Ci szkodzi ? –
poraz kolejny obdarzył mnie uśmiechem.
Dalsze „protesty” nie miały
by sensu. Widziałam to w jego minie. Wzruszyłam ramionami i kiwnęłam głową na
znak, że się zgadzam, po czym razem z nim oraz chłopcami opuściłam budynek.
***
Z racji tego, że głównym pretekstem
Neymara, żebym poszła z nimi było to, że chciałby się czegoś o mnie dowiedzieć,
siedzieliśmy w salonie, podczas gdy chłopcy już bawili się na górze.
- W takim razie, co
chciałbyś o mnie wiedzieć ? – zaczęłam z uśmiechem, ciekawa jego odpowiedzi.
- Wszystko, to co mogę. –
zaśmiał się – Na pewno, to skąd pochodzisz bo na Hiszpankę mi nie wyglądasz.
- I masz rację, pochodzę z
Anglii, z Birmingham. To jak się tu znalazłam to dłuższa historia…
- Mam czas, chętnie
posłucham. Jeśli mogę oczywiście. – poraz kolejny się uśmiechnął.
- Jak już mówiłam, urodziłam
się w Birmingham. Gdy miałam trochę ponad rok, przenieśliśmy się do USA, do
Atlanty, gdyż ojciec miał tam pracę i takie tam. Na początku wszystko było dobrze, życie
toczyło się normalnie. Dopóki
ojciec nie awansował na najwyższe ze stanowisk. Praca była dla niego wszystkim.
Do domu przychodził tylko spać. Matka tego nie wytrzymywała. Zaczęła pić,
później nas bić. Mnie i moich braci. Ojciec nie reagował, mimo to, że mu o tym
mówiliśmy. Twierdził, że pewnie się nam należało. Najstarszy z moich braci,
James w końcu miał tego dość. Nie długo po 18 urodzinach, wystąpił do sądu
przeciwko rodzicom. Ze względu na
sytuacje, został naszym prawnym opiekunem. Żeby zapomnieć o tym wszystkim,
zabrał wtedy dziesięcioletnią mnie i czternastoletniego Olivera i wyjechaliśmy
do Hiszpanii. Tu wszystko było inne,
lepsze. Do czasu. Dokładnie cztery lata po przyjeździe tutaj, James zginął w wypadku…
- skłamałam. To nie była do końca prawda.
James zginął w wyścigu. Nielegalnym. Jego
pasją od dziecka były motory. To on zaraził nimi Olivera, a ten próbuje zrobić to
samo ze mną. Ten wyścig był najważniejszym i ostatnim w jego życiu… Był drugim
najlepszym. Postanowił spróbować z legendą. Wygrałby, gdyby nie jedna rzecz.
Ktoś celowo uszkodził mu hamulce…Ale wracając do tematu. Na chwilę obecną nie mogłam wyznać prawdy piłkarzowi.
Co jak co, ale tego nie mogłam powiedzieć.
- Przykro mi – odezwał się
Neymar.
- Zginął szczęśliwy. Zawsze
mówił, że jeśli zginie na motorze, umrze szczęśliwy – uśmiechnęłam się na
wspomnienie brata. – Ale wracając do tematu… Po jego śmierci Oliver został moim
opiekunem. Rodzice nawet nie przejęli się śmiercią James’a. Nie było ich na
pogrzebie. Nasze życie „normalny bieg” odzyskało mniej więcej po dwóch – trzech
latach. Wtedy pojawił się Jai. Szczerze mówiąc on jest po prostu… wpadką mojego
brata. Matka zostawiła go u nas, gdy miał ledwo roczek. Do dziś nie dała znaku
życia. Gdybym ją teraz spotkała, po prostu bym ją zabiła. Nie mogę tego pojąć.
Z mojej „historii” – zakreśliłam cudzysłów w powietrzu - to chyba wszystko.
Chcesz wiedzieć coś jeszcze ?
- Czym się interesujesz ? –
dla mnie to pytanie było oczywiste.
- Zgadnij – zaśmiałam się –
Piłką nożną, może trochę motory, gdyż Oliver próbuje mnie nimi zarazić i idzie
mu coraz lepiej.
- Grasz gdzieś ?
- Tylko i wyłącznie z
kolegami, czasami gdzieś pójdziemy. Co roku robimy sobie „turnieje”. Kilka razy
nawet wygraliśmy.
- Chętnie zobaczę jak grasz.
– powiedział z uśmiechem który nie schodził mu z twarzy.
- Pewnie jutro gdzieś pójdziemy.
Od trzech dni nigdzie nie byliśmy, a oni krótko wytrzymują. Jake i Dylan są dla
mnie właściwie jak bracia. Cieszę się, że ich mam.
- To z nimi byłaś na meczu ?
– spytał
- Tak, to oni. Ten blondyn
to Jake, brunet – Dylan.
Rozmawialiśmy jeszcze o wielu rzeczach. Nie
żałowałam, że mu tyle o sobie powiedziałam. Nic nie stracę najwyżej zyskam. On
jest naprawdę wspaniałym człowiekiem. Gdy z nim rozmawiam mam wrażenie jakbym
znała go od lat, lecz szkoda, że tak nie
jest. Po jakieś godzinie, przyszli do nas chłopcy którzy prosili, żeby włączyć im
jakąś bajkę. Robiło się już trochę późno, więc postanowiłam, że gdy skończą oglądać
pójdziemy do domu. W między czasie jeszcze trochę pogadaliśmy, Brazylijczyk
poprosił mnie nawet o numer telefonu, co nie ukrywam pozytywnie mnie
zaskoczyło.
Witam :D Oto i rozdział trzeci, który mam nadzieję zaspokoi wasz niedosyt po ich ostatnim spotkaniu (Tak, o tobie mówię Wiktoria xD) . Jak widzicie robi się coraz cieplej :P Mam nadzieję, że taki odstęp między rozdziałami jest dla was odpowiedni. Mamy już ponad 1500 wyświetleń ! Wbijemy 2 tyś do następnego ? :D Liczę na was :*
Co myślicie o historii Angie ?
Jakie będą jej relacje z Neyem ?
Jeśli jesteś = Skomentuj
Napisanie komentarza zajmuje kilka minut. Rozdział kilka godzin a nawet dni. Każdy komentarz to dla mnie motywacja do dalszej pracy, ale także znak, co mogę zmienić itd. To pomaga, bardzo. Dlatego proszę. Jeśli jesteś, zostaw po sobie znak... :) Im komentarz dłuższy tym większy uśmiech i większą motywacja.
Za każdy jestem niezmiernie wdzięczna. Uczucie które towarzyszy Ci gdy wiesz, że to co robisz się komuś podoba jest nie do opisania.
poniedziałek, 6 lipca 2015
Rozdział II „Tylko spróbuj uciekać”
Od
samego wstania z łóżka (a nastąpiło ono wyjątkowo szybko jak na niedzielę, bo
przed dziewiątą), towarzyszyła mi niesamowita ochota wyjścia z domu. Nie
chciałam iść sama, a nawet Vida spała jak zabita, co mnie zdziwiło, bo z reguły
gdy wstaje ja to ona także. Stwierdziłam, że poczekam aż obudzi się Jai i
zabiorę jego oraz psa na długie wyjście do parku. Żeby nie musieć siedzieć zbyt
długo bezczynnie, wszystkie poranne czynności przeciągałam jak najbardziej się
dało. Zrobiłam nawet kanapki dla mojego brata, co jest rzadkością.
Niestety „darmowe” śniadanie, równa się z
chamską pobudką. Chwyciłam pierwszy lepszy kubek i napełniłam go w jednej
czwartej lodowatą wodą. Z niecnym uśmiechem udałam się do pokoju Olivera,
stanęłam nad jego łóżkiem, złowieszczo zachichotałam po czym wylałam zawartość
kubka na głowę szatyna.
-
Wstawaj zgredzie ! – krzyknęłam – Śniadanie Ci zrobiłam.
-
Gdyby nie to, za dziesięć minut Jai nie miał by jedynej cioci. – burknął
wstając i strzepując wodę z włosów, tym samym mnie ochlapując.
-
Ej ! - pisnęłam oburzona – Ja się tak
nie bawię.
W
odpowiedzi dwudziestoczterolatek zarechotał złowieszczo i wstał z łóżka.
-
Idź obudź Jai’a. Zaraz przyjdę. – powiedział a ja opuściłam jego pokój.
Zgodnie z poleceniem udałam się do pokoju
chłopca. Kim właściwe jest Jai ? Syn Olivera. Właściwie to wpadka z jakiejś
imprezy… Gdy ten miał ledwo roczek, matka przywiozła go tu i powiedziała, że za
tydzień go odbierze. Do dziś nie dała znaku życia. Po prostu go zostawiła. Na
chwile obecną, to ja zastępuje mu matkę. Tej biologicznej Jai nawet nie
pamięta, i raczej nie pozna. Ja sama nawet nie pamiętam jak ona miała na imię.
Wiem, że na pewno nie była hiszpanką… Lucy.. Lisa ? Nie ważne. Z uśmiechem wpatrywałam
się w śpiącego czterolatka, zastanawiając się jakby to było gdyby wtedy go tu
nie zostawiła. Nie wyobrażam sobie życia bez tego szkraba. Przykucnęłam przy
jego łóżku i zaczęłam go delikatnie szturchać.
-
Jai… Wstawaj – zaczęłam.
Po jeszcze kilku próbach, chłopiec w końcu
się obudził i od razu mnie przytulił. Pomogłam mu się ubrać itd. po czym
zeszliśmy na dół, gdzie czekał już na nas Oliver. Z talerza zniknęła już połowa
kanapek. I czemu mnie to nie dziwi ?
Przełożyłam kilka kanapek który miały być śniadaniem dla mnie i Jai’a na
mniejszy talerz i usiadłam na kanapie, obok bratanka który już oglądał swoje
ulubione bajki. Z przyzwyczajenia, sama wlepiłam wzrok w ekran, uśmiechając się
za każdym razem gdy słyszałam śmiech chłopca. Gdy oboje skończyliśmy jeść,
powiedziałam małemu, idziemy do parku. Ucieszony tą wiadomością, pobiegł na
górę po swojego fullcapa. Ja czekając na niego wciągnęłam trampki i gwizdnęłam
na Vidę, która od razu pojawiła się przy mnie. Zapięłam jej smycz i poczekałam
na Jai’a który kończył ubierać butki. Krzyknęłam jeszcze do brata, że
wychodzimy, po czym udaliśmy się do naszego ulubionego parku, gdzie był mały
plac zabaw.
Jai gdy tylko zobaczył „znajomy teren”
pobiegł na zjeżdżalnię. Ja usiadłam na ławce i odpięłam smycz od obroży Vidy.
-
Tylko spróbuj uciekać – pogłaskałam ją, po czym pozwoliłam odbiec kawałek, a
sama zaczęłam obserwować bratanka.
Uwielbiałam
patrzeć na niego podczas zabawy. Kocham jego śmiech. Chciałabym mieć kiedyś
takiego synka jak on… On właściwe jest dla mnie jak syn ale to i tak nigdy nie
to samo. Oderwałam na chwile wzrok od chłopca i rozejrzałam się za psem.
Nigdzie jej nie widziałam. Cholera…
-
Jai, poczekaj tu na mnie – powiedziałam do chłopca – Idę poszukać Vidę
Wstałam z ławki, zabrałam smycz i zaczęłam iść
przed siebie na zmianę wołając i gwiżdżąc, wiedząc że na to reaguje. Zobaczyłam
ją za fontanną, czyli prawie po drugiej stronie parku, lecz gdy zaczęłam ją wołać, ta znowu zaczęła uciekać.
Zrezygnowana po raz kolejny krzyknęłam ale na marne.
-
Vida ! – próbowałam dalej – Wracaj ! Vida !
Owczarek
jednak nic nie robił sobie z moich wysiłków. Uciekała dalej. Szłam za nią z
nadzieją, że w końcu się zatrzyma. Bardzo się ucieszyłam gdy zobaczyłam, że
jakiś mężczyzna, chwyta suczkę za obroże tym samym uniemożliwiając jej dalszą
ucieczkę. Ucieszona tym widokiem, szybko podeszłam do nieznajomego.
-
Dzięki – uśmiechnęłam się, a mężczyzna puścił obrożę. Przypięłam smycz – Sama bym
jej nie złapała.
-
Nie ma za co. – mój rozmówca zdjął okulary przeciwsłoneczne. Zamarłam. Neymar.
Jak mogłam go nie poznać ? – Czy myśmy się już gdzieś nie widzieli ?
-
Tak – uśmiechnęłam się – Wczoraj po meczu, dałeś mi swoją koszulkę.
-
Już pamiętam – uśmiechnął się pokazując swoje idealnie białe zęby. – Nie dziwię
się, że cię zapamiętałem. Tak ładne dziewczyny z reguły długo się pamięta. Powiesz
mi jak masz na imię ?
W
tym momencie byłam wdzięczna Bogu za to, że nigdy nie robiłam się czerwona.
Nagle przypomniałam sobie o tym, że… Jai na mnie czeka…
Angie
– uśmiechnęłam się, ale po chwili – Niestety muszę już iść… - powiedziałam smutna.
Żałowałam, bo nie wiedziałam czy jeszcze kiedyś go spotkam.
-
Nic się nie szkodzi – odparł wesoło – Może się jeszcze kiedyś zobaczymy.
Po
raz ostatni się uśmiechnął, po czym odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Ja
tym razem z psem „przy sobie” wróciłam do bratanka, który dalej bawił się w
najlepsze nic nie robiąc sobie z mojego powrotu. Posiedzieliśmy w parku jeszcze
półgodziny po czym zadowoleniu z udanego wyjścia wróciliśmy do domu. Zamknęłam
drzwi z lekkim trzaskiem, rzuciłam smycz na szafkę po czym udałam się do
swojego pokoju. Gdy tylko tam weszłam, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam sprawdzać
różne portale społecznościowe.
Zauważyłam, że pod zdjęciem z meczu jest
kilka nowych komentarzy, więc jej sprawdziłam. Jeden z nich należał do mojego
brata – „Neymar mistrz drugiego planu :’)”.
Nie za bardzo wiedząc o co chodzi, przyjrzałam się zdjęciu jeszcze raz.
Było ono robione po drugim golu Neya. Nagle zrozumiałam o co chodzi. Neymar
załapał się na zdjęcie i pokazywał serduszko. Zaczęłam uśmiechać się jak głupia
do telefonu. Odłożyłam go po jakiś pięciu minutach z dziwną ochotą na
przejażdżkę motorem… Tak jeżdżę na motorze od dobrego roku. Za sprawą Olivera…
Gdy byłam młodsza często jeździłam z nim i nie mogłam się doczekać, aż sama
będę mogła jeździć.
Zeszłam z łóżka, przebrałam się w
odpowiednie ciuchy po czym opuściłam pokój. W podskokach zeszłam na dół. Gdy minęłam
Olivera w korytarzu, powiedziałam mu, że wychodzę i zabieram motor, a ten tylko
kiwnął głową. Ostatnio jest jakiś dziwny… Taki cichy… Postanawiając, że nie
będę zawracać sobie tym więcej głowy, zabrałam z kuchni kluczyki i poszłam do
garażu. Otworzyłam drzwi pomieszczenia i wyprowadziłam jeden z dwóch motorów,
stojących obok dumy Olivera, jego drugiego dziecka – ukochanej corevette. To
auto jest dla niego świętością. Przez tydzień po kupieniu nikomu nie pozwalał go
dotykać. Jak jakiś nienormalny. Chichocząc na wspomnienie tamtych dni, zamknęłam
drzwi garażu i wsiadłam na motor. Założyłam kask, odpaliłam maszynę po czym,
ruszyłam w stronę obrzeży miasta.
O to ja z drugim rozdziałem :) Mam nadzieję, że spodoba się wam tak samo jak pierwszy rozdział. Co do pierwszego... JEZU NIE WIERZĘ ! Nie liczyłam na aż 8 komentarzy :D Spodziewałam się 3/4 ale nie aż tylu... No i ponad 1000 wyświetleń :) Kochani, spełniacie moje marzenia <3 Z całego serducha wam dziękuję. Ale mam prośbę do anonimków :P Proszę was abyście się podpisywali :)
*Czy Angie spotka jeszcze Neymara ?
*Co myślicie o jej pasji do motorów ?
*Vida będzie częściej uciekac ?
*Co myślcie o Oliverze i Jai'u ?
Mam nadzieję, że teraz znowu będzie tyle miłych komentarzy oraz taka ilośc wyświetleń :)
Pamiętajcie - Każdy kom, wyświetlenie czy obserwator to niesamowita motywacja do dalszej pracy. Uczucie, że to co tworzysz podoba się tylu osobom, jest cudowne :)
Za każdą reklamę w obojętnie jakim miejscu jestem niezmiernie wdzięczna. Jeśli to zrobisz - poinformuj mnie. Odwdzięczę się chociażby rozdziałem z dedykacją bądź czymś w tym rodzaju :)
PS. jakby ktoś był ciekawy, to macie tu zdjęcie Vidy :P
wtorek, 30 czerwca 2015
Rozdział I "Koszulka"
Gdyby ktoś tydzień temu powiedział mi, że
tego dnia będę miała możliwość obejrzenia meczu FC Barcelony, na Camp Nou, z
miejsc VIP nie zwłocznie wylądował by on w psychiatryku. Lecz szybko by z niego
wyszedł, gdyż to okazało się prawdą. Już dziś, za dokładnie trzy i pół godziny
moje marzenie się spełni. Będę bliżej idoli niż kiedykolwiek wcześniej. Owszem,
będzie to mój trzeci mecz Barçy,
ale właściwie to pierwszy. Dlaczego ? Otóż na pierwszym miałam 14 lat i byłam
tam tylko dlatego bo brat mnie zaciągnął. Chociaż gdyby nie ten mecz, piłka
nożna jak i cała Barça nie była by dla mnie tym czym jest teraz. Na drugim właściwie byłam chora i strasznie
się czułam. Mało co z tego pamiętam. Ale ten mecz będzie wyjątkowy. Z pewnością
zapamiętam go na długo.
Stwierdziłam, że pora zacząć się ogarniać.
Może i mam jeszcze kilka godzin, ale jestem straszną guzdrałą. To co inni robią
w 10 minut, ja robię w pół godziny albo i dłużej. Z uśmiechem, który
towarzyszył mi od rana wyłączyłam laptopa i odstawiłam go na biurko. Otworzyłam
szafę i wyjęłam z niej ukochane krótkie, dżinsowe spodenki a następnie
przeszukałam całą szafę w poszukiwaniu koszulki z napisem „Neymar Jr.” która
była dla mnie świętością. Ubierałam ją tylko na turnieje, ponieważ podczas nich
każdy reprezentował jakiegoś piłkarza. No ale bez jaj. Gdzie ona do cholery
jest ?
-
Oliver ! – krzyknęłam wychodząc z pokoju – Oddawaj Neymara !
Zawsze gdy chodziło o którąkolwiek z
koszulek krzyczeliśmy dane nazwisko. Ja z reguły krzyczałam „Neymar” a
Oliver „Messi”, rzadziej „Suarez”. Zajrzałam do pokoju brata, lecz go
tam nie było. W pokoju Jai’a też go nie było. Znalazłam go w salonie, jak zawsze
ze wzrokiem wlepionym w ekran. Stanęłam obok kanapy. Nie zwrócił na mnie uwagi,
więc chrząknęłam. Podniósł wzrok.
-
Możesz mi łaskawie powiedzieć, gdzie jest Neymar ?! – krzyknęłam. – Wiesz, że
nienawidzę gdy go zabierasz.
-
Nie unoś się tak. – powiedział spokojnie szatyn –Nie mam pojęcia, gdzie jest
Neymar. Twoja koszulka, powinnaś ją pilnować.
Prychnęłam i wróciłam na górę, weszłam do
pokoju brata i zabrałam koszulkę z numerem 10, bo wiedziałam, że tej drugiej
raczej szybko nie znajdę.. Potem wróciłam do siebie, Wzięłam spodenki i
zamknęłam się w łazience. Spięłam włosy i wzięłam szybki (jak dla mnie, gdyż
trwał dobre 25 minut) prysznic. Następnie ubrałam przygotowane ciuchy. Wysuszyłam
włosy, porządnie je rozczesałam i ułożyłam
grzywkę. Zrobiłam delikatny jak zawsze makijaż, a potem z racji tego, że miałam
jeszcze dużo czasu, co mnie zdziwiło, postanowiłam pomalować paznokcie.
Wybrałam barwy Barçy czyli bordowy i
granatowy. Nawet po tej czynności miałam jeszcze dobre pół godziny, więc
wyszłam do ogrodu i zaczęłam wołać mojego psa. Vida to dwuletni owczarek
australijski Kelpie. Jak zawsze od razu pojawiła się przy mnie, z ukochaną
piłką w pysku. Przykucnęłam i zaczęłam ją głaskać i drapać. Gdy puściła piłkę,
chwyciłam ją i rzuciłam. Suczka zerwała się z ziemi jak oparzona, przy czym
prawie mnie przewróciła. Na zabawie z
psem spędziłam dobre pół godziny. Przerwałam gdy usłyszałam znajomy mi
samochód. Krzyknęłam tylko, że wychodzę, chwyciłam w biegu telefon i wyszłam z
domu. Przywitałam się z Jake’em i Dylanem, po czym ruszyliśmy do Camp Nou
***
Druga połowa meczu zbliżała się ku końcowi.
Barcelona wygrywała 4-1 co dla wielu było zaskoczeniem. Po dwa gole strzelali
Neymar i Messi, a dla Realu – Ronaldo. Piłka po raz kolejny zbliżała się do bramki
piłkarzy z Madrytu. Neymar chciał podać
prawdopodobnie do Messiego, lecz na drodze Brazylijczyka pojawił się jeden z
obrońców Realu. Próbował mu się wywinąć. Prawie mu się udało, lecz strzał
okazał się za mocny, a piłka wyleciała w trybuny, w naszą stronę. A jeszcze
dokładniej, to w moją głowę. Ał. Guz będzie na pewno. Właściwie, to nie wiem
jak ta piłka mnie trafiła, podczas gdy siedzimy całkiem przy brzegu i to
jeszcze przy barierkach…Podczas gdy ja masowałam uderzone miejsce któryś z
moich przyjaciół, odrzucił piłkę.
-
Żyjesz ? – spytał Dylan.
-
Chyba… - mruknęłam ponownie skupiając się na meczu.
Spotkanie zakończyło się naszą wygraną 4 –
2. Piłkarze zaczęli schodzić do szatni, a ludzie opuszczać stadion. My nie
chcieliśmy się pchać, więc czekaliśmy aż zrobi się trochę luźniej. Poczułam jak
Jake mnie sztura. Spojrzałam na niego pytająco, a ten skinięciem głowy wskazał
kierunek w który mam spojrzeć. W naszą stronę szedł… Neymar.
-
Przepraszam za ten strzał. – powiedział z uśmiechem, a mi stanęło serce.
-
Nic się nie stało. – w tej chwili dziękowałam Bogu za to, że nie jestem nieśmiała.
Szatyn
zamilkł na kilka sekund, ale potem znów się odezwał
-
Masz coś do pisania ? – spytał
Pokiwałam szybko głową, pokazując marker
który od kilku chwil trzymałam w ręce. Neymar rozejrzał się, jakby chciał
sprawdzić czy nikt go nie widzi po czym zdjął koszulkę, wziął ode mnie marker ,
podpisał ją i mi podał.
-
W ramach przeprosin – uśmiechnął się, po czym odbiegł i udał się razem z resztą
piłkarzy do szatni. Za to ja po prostu zaczęłam płakać, ściskając koszulkę i nie wierząc w to co się przed chwilą stało.
Wiem, że jest krótki, ale według mnie jak na pierwszy - wystarczy. Następne będą coraz dłuższe :) Bardzo Dziękuję za 5 komentarzy pod prologiem. Powiem szczerze że tylu się nie spodziewałam.
Mam nadzieję, że ten rozdział, tak jak prolog przypadnie wam do gustu. Każdy komentarz, nawet negatywny bardzo mile widziany.
Tak jak mówiłam pod prologiem (albo i nie) - każdy komentarz, nowy obserwator czy reklama gdziekolwiek daje bardzo dużo, a przede wszystkim MOTYWACJE czyli to co najważniejsze. Każde miłe słowo pomaga nie tylko w pisaniu, jest także pocieszeniem na gorszy dzień. Bardzo się cieszę, gdy widzę, to co piszę się wam podoba :)
Na dziś to chyba tyle więc... do następnego :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)