środa, 22 lipca 2015

Rozdział IV "Eliminacje"

    Pierwszy raz od dłuższego czasu udało mi się spać tak długo, aż do jedenastej.  Zapewne gdyby nie telefon od Jake’a spałabym jeszcze dłużej.  Tak jak wczoraj podejrzewałam, poinformował mnie, że dziś idziemy grać i ani on ani Dylan nie tolerują odmowy. Zwlekłam się z łóżka i odsunęłam zasłony które i tak nie spełniały swojego zadania. Zaczęłam poszukiwania jakichś luźniejszych spodenek, a potem musiałam się zdecydować na koszulkę, co nie należało do zbyt łatwych. Miałam do dyspozycji dwie - obie z herbem FC Barcelony i „11” na plecach. Jedyną różnicą było to, że jedna posiadała autograf. Po kilku minutach zdecydowałam się na tą bez niego. Tą z meczu chyba powieszę na ścianie... Zabrałam inne potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki. Poranna toaleta i ubranie się zajęło mi nie całe piętnaście minut.
    Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni. Zjadłam szybko miskę płatków. Gdy odkładałam naczynia do zmywarki, rzuciłam przelotne spojrzenie na zegar. Dochodziła dwunasta. Tym razem skierowałam się do korytarza i z szafki na buty wygrzebałam moje jedyne jak na chwilę obecną korki. Długo ich nie „używałam” gdyż graliśmy na gumie. Tym razem chłopaki stwierdzili, że przenosimy się na „murawę” bo mają dość obtartych nóg, przez nawierzchnie która ich ewidentnie nie lubi. Schowałam buty do mojego ulubionego plecaka.
- Wychodzisz ? – z salonu usłyszałam Olivera.
- Tak ! – odpowiedziałam – A co ? 
- Musimy pogadać  - jego ton trochę mnie zaskoczył.
- To nie może poczekać do wieczora ? – spytałam – Trochę się śpieszę.
- Chodzi o wyścigi.
W ciągu sekundy pojawiłam się w salonie i siedziałam na kanapie koło blondyna. Ciekawa byłam o co może mu chodzić. Ostatnio rzadko rozmawialiśmy na ten temat.
- Dzisiaj odbędzie się wyścig. Eliminacje do eliminacji „Legendy”. Tym razem ja.
- Jak kto „tym razem” ? – spytałam zbita z tropu.
- Jego trasa jest cholernie trudna. Z siedmiu uczestników dalej przechodzi sześć. Jednakże ten kto wygra, otrzymuje bonus w postaci szybszego startu w następnym. A następny wyścig, pojedziesz już ty – wskazał na mnie palcem. Chciałam się odezwać, protestować, ale ten uciszył mnie gestem ręki. – Jeśli dojdziesz do finału, a według mnie masz duże szanse, ja także pojadę.
- Ale…
- Żadnych ale. Wszystko załatwiłem, nie możemy się teraz wycofać.  – No pięknie. Ustalił wszystko bez mojej wiedzy.
Wkurzona, ale także przerażona, założyłam trampki i zabrałam plecak do którego włożyłam jeszcze butelkę wody. Wyszłam z domu i trzasnęłam drzwiami. Przypomniałam sobie słowa Neymara z wczoraj „Chętnie zobaczę jak grasz”. Wyjęłam telefon  i przez chwilę biłam się z myślami… W końcu wysłałam mu sms’a, w którym napisałam, gdzie będziemy i jeśli dalej chce nas zobaczyć może przyjść. Schowałam telefon i ruszyłam w stronę miejsca naszego spotkania. Gdy po około piętnastu minutach doszłam na miejsce, chłopaki już ganiali się po boisku. Oprócz nich były tam jeszcze dwie nieznane mi osoby. I dobrze. Im mniej ludzi tym lepiej. Usiadłam na jednej z ławek. Zmieniłam trampki na korki i weszłam na boisko ogrodzone wysoką siatką. Dużo bardziej lubiłam grać na trawie niż na gumie.
- Angie ! – w moją stronę wystrzelił Dylan – Ileż można ?
- Nie czepiaj się. Ja mogę – wytknęłam mu język – Znając życie znowu byłeś pierwszy ?
- Yhym – mruknął szatyn – Jak gramy ?
- Zacznijmy od jeden na dwa. Ja na was. Może być ?
- Okay – tym razem odpowiedział Jake – Z bramkarzem czy bez ?    
- Na razie tak.
Blondyn odbiegł w stronę bramki wyraźnie ucieszony. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Ustawiłam piłkę w odpowiednim miejscu. Razem z Dylanem stanęliśmy naprzeciwko siebie. Spojrzałam na niego z miną która miała mu przypomnieć, że ma grać na serio. On tylko się szyderczo uśmiechnął.
- Raz… dwa… trzy ! – odliczył chłopak po czym zaczęliśmy.
Przejęłam piłkę i starłam się jednocześnie jak najszybciej dobiec do bramki, ale także nie dać sobie odebrać piłki. Jak zawsze opierałam się na grze i trikach Neymara, także tych z Santosu. Dosyć szybko pozbyłam się Dylana, który właściwie przewrócił się przez własne nogi. Pozostał sam na sam z Jake’em. Trochę się zanim podroczyłam, po czym jednym ruchem zmyliłam go, na tyle, że piłka poleciała zupełnie w innym kierunku niż ten w którym rzucił się blondyn.
- Znowu to samo… - burknął Dylan stając obok mnie – Dalej nie mogę zrozumieć jak ty to robisz.
- Nauczyłam się – wytknęłam im język zaczynając żonglerkę. Lubiłam  ich denerwować, w końcu są dla mnie jak bracia.
Nagle poczułam jak ktoś zakrywa mi oczy. Podskoczyłam i straciłam kontrolę na piłką.
- Zgadnij kto to ? – nie byłam do końca pewna, czy dobrze kojarzę ten głos, ale zaryzykowałam
- Ne-Neymar… ? – zgadywałam.
„Ktoś” zabrał ręce w moich oczu, a ja się odwróciłam. Tak jak myślałam, za mną stała Barcelońska gwiazda. Posłałam uśmiech w jego stronę. Spojrzałam na moich przyjaciół, których miny były godne zapamiętania. Posłałam im spojrzenie które miało znaczyć, że wyjaśnię im to później.
- I co myślisz ? – tym razem odezwałam się do Brazylijczyka.
- Widziałem tylko końcówkę, ale mimo to zauważyłem, że na kimś się wzorujesz – zaśmiał się – Chętnie zobaczę coś jeszcze.
- Jake, Dylan – zaczęłam – Jedziemy, dwóch na jednego. Bez bramkarza.
No i zaczęło. Zawsze starałam się, najpierw „pozbyć” się Dylana. Był szybszy i grał brutalniej od blondyna. W tym momencie usiłowałam wywinąć się Jake’owi. Udałoby mi się, gdyby nie atak Dylana od tyłu. Odebrał mi piłkę. Nie na długo. Na początku chciałam zaatakować Jake’a, ale po chwili zmieniłam zdanie. Poczekałam aż ten podał do szatyna i przejęłam piłkę. Zostawiając ich osłupionych ruszyłam w stronę drugiej bramki w której z łatwością umieściłam piłkę. Z dumnym uśmiechem odwróciłam się w stronę Neymara ciekawa jego reakcji.
- Powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem – uśmiechnął się, a moja dusza skakała z dumy i szczęścia.
***
*Oliver*
Ludzi jak zawsze nie było zbyt dużo. Tylko uczestnicy i „Legenda”. Nikt nie chciał, żeby to się wydało. Zawsze staraliśmy się, że wszystko odbywało się jak najciszej. Co niestety nie było zbyt łatwe. Trzy z siedmiu osób były już na linii startu. Dołączyłem do nich. Sprawdziłem kilka rzeczy i byłem gotowy. Muszę to wygrać. Dla James’a . Nim się obejrzałem, ruszyliśmy. W powietrze wzbił się kurz, a ja jak najszybciej starałem się wybić na pierwsze miejsce. Trzeci, drugi, pierwszy. Widzę kogoś z lewej. Jak najszybciej zajeżdżam mu drogę, a po chwili wracam na poprzednie miejsce. Najważniejszą rzeczą jest zdobycie zapasu. Zakręt. Zwalniam, lecz po kilku minutach moja prędkość powraca. Pozbywam się z łatwością przeciwników, raz po raz zajeżdżając im drogę. Połowa trasy. Od najbliższego motoru dzieli mnie około  50 metrów. Jest dobrze. Maszyny pędzą, trasy ubywa. Ostatnia prosta. Widzę metę. Zwiększam prędkość i niczym błyskawica przelatuje przez linię mety. Wygrałem. Otrząsam się z szoku jaki towarzyszy mi zawsze. Po każdym wyścigu. Zdejmuję kask. Schodzę z motoru i opieram go na nóżce. Podchodzę do „Legendy” który zawsze przekazuje nagrodę. Tym razem było to pięć tysięcy. Odbieram nagrodę. Skinąłem głową. Wracam na motor i czym prędzej stąd znikam.
*Angie*
Siedziałam w domu oglądając jakiś nudnawy film. Jai zasnął gdy oglądał bajki, więc zasniosłam go do łóżka. Oliver jeszcze nie wrócił z wyścigu. Mam nadzieję, że wygrał… Mój wzrok powędrował ma zdjęcie James’a stojące na szafce. Długo nie byłam na cmentarzu… Wstałam w kanapy i poszłam do garażu. Może znajdę tam jeszcze jakieś znicze… Przeglądałam wszystkie miejsca i w końcu jakiś znalazłam. Postawiłam go w korytarzu. Gdy tylko wrócił mój brat, bez słowa wyszłam z domu. Włożyłam znicz do jakiejś siatki, a ją do torebki. Wsiadłam na rower i udałam się na cmentarz który mieścił się dosyć nie daleko. Gdy dotarłam na miejsce, zabezpieczyłam rower i weszłam na teren cmentarza. Zaczęłam kluczyć między grobami szukając grobu brata. Po kilku minutach go znalazłam. Zapaliłam znicz i go tam postawiłam. Zmówiłam krótką modlitwę, po czym usiadłam na ławeczce stojącej obok. Na moje policzki spadło kilka łez.

„How could we not talk about family when family's all that we got? Everything I went through you were standing there by my side (…)”


Według mnie ten rozdział jest do duuupy :c
Ale z całego serducha dziękuję wam za 12 komentarzy pod poprzednim rozdziałem !
Może tym razem jeszcze bardziej mnie zaskoczycie i dacie radę napisac 15 ? Wtedy byłabym po prostu w raju.
W tym rozdziale podoba mi się tylko końcówka...
I wgl przepraszam, że jest tak późno. Nie dałam rady wcześniej napisac...

Do następnego, kochani :*

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeśli jesteś = Skomentuj 

Napisanie komentarza zajmuje kilka minut. Rozdział kilka godzin a nawet dni. Każdy komentarz to dla mnie motywacja do dalszej pracy, ale także znak, co mogę zmienić itd. To pomaga, bardzo. Dlatego proszę. Jeśli jesteś, zostaw po sobie znak... :) Im komentarz dłuższy tym większy uśmiech i większą motywacja.

Za każdy jestem niezmiernie wdzięczna. Uczucie które towarzyszy Ci gdy wiesz, że to co robisz się komuś podoba jest nie do opisania.
         

      

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział III "Słodkie Oczka"

    Bałagan jaki panował w tym domu momentami mnie przerażał. Dłużej nie mogłam tego wytrzymać  i korzystając z tego, że Jai jest w przedszkolu a Oliver zajęty motorem postanowiłam zrobić „wielkie sprzątnie”. Zanim odprowadziłam bratanka zrobiłam sobie listę „zadań” która szczerze mówiąc… przerażała mnie. Przede wszystkim wypadło tu odkurzyć. Potem ogarnąć każde pomieszczenie z osobna. Niestety posiadanie „wypasionego” domu ma minusy a mianowicie… sprzątnie….
    Żeby być pewna, że moja praca nie pójdzie na marne, wyrwałam z zeszytu kartkę  i napisałam na niej dwa zdania. „Sprzątam i nie życzę sobie, żebyś robił mi syf. Wypuszczę Cię jak skończę”.  Zgięłam ją i wsunęłam pod drzwi prowadzące do garażu. Następnie je zablokowałam. Wiedziałam, że stamtąd nie wyjdzie gdyż pilot od drugich drzwi leżał na stole. Zadowolona z siebie, związałam włosy i moją „wojnę” rozpoczęłam od salonu, gdzie walało się pełno zabawek Jai’a oraz wiele innych rzeczy. Westchnęłam zrezygnowana i zaczęłam działać.
***
   Ostatnim pomieszczeniem jakie mi zostało okazał się mój pokój, który po tym wszystkim był po prostu przyjemnością. Ze specjalnie głośno włączoną muzyką  który skutecznie zagłuszała błagania Olivera byłam bliska końcowi swojego „dzieła” z którego byłam jednym słowem dumna. Starłam kurze na dwóch ostatnich półkach i uśmiechem padłam na łóżko. Teraz jeszcze tylko odebrać Jai’a i na dziś koniec. Nikt i nic nie wyciągnie mnie z domu. Zadowolona z siebie opuściłam pokój i zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi garażu.
- No wreszcie ! – krzyknął Oliver, chcąc wyjść. Powstrzymałam go gestem ręki – Co znowu ?
- Zdejmij buty – powiedziałam ze złośliwym uśmiechem.
    Blondyn przewrócił oczami i posłusznie wykonał polecenie. Z obuwiem w ręku opuścił swoje „królestwo”. Nie mogąc opanować śmiechu parsknęłam jak jakaś psychiczna i sama udałam się do korytarza gdzie założyłam moje ulubione znoszone vansy. Wsunęłam telefon do kieszeni spodenek i wyszłam z domu. Opuściłam posesję i udałam się w stronę przedszkola, gdzie pewnie już czeka na mnie Jai. Przez chwilę miałam ochotę rozpuścić włosy ale szybko zrezygnowałam, bo stwierdziłam, że w takim cieple nie ma to sensu. Bogu dzięki przedszkole jest dosyć blisko, dzięki czemu mogę sobie zrobić krótki spacerek. Po kilku minutach byłam już w budynku, gdzie przywitał mnie miły chłód. Poszłam w kierunku sali gdzie, zajęcia miała jego grupa.
- Angie ! – gdy tylko mnie zobaczył wskoczył mi w ramiona.
- Cześć szkrabie – przytuliłam go po czym odstawiłam na ziemie. - Idziemy ?
- Tak – uśmiechnął się.
Poszliśmy do szatni, gdzie były już inne dzieciaki wraz z rodzicami. Jai zaczął ubierać buty, a ja stanęłam obok i z uśmiechem go obserwowałam.
- Proszę pani…- usłyszałam „z dołu” i spojrzałam w tamtym kierunku. Patrzał na mnie mały blondynek… Jeśli dobrze widzę to jest to Davi Lucca. Dziwne, że Jai się nie pochwalił…- Czy Jai mógłby do mnie przyjść, i się pobawić ? Mój tatuś już się zgodził – wskazał na Neymara, który uśmiechał do nas z drugiego końca pomieszczenia.
- Angie, proooszę – tym razem odezwał się szatyn.
- Jeśli chcesz, a twój tata się zgodzi, to ja Ci pozwalam – poczochrałam go, a ten spojrzał na mnie niezadowolony.
- Tata musi wiedzieć ? On się nie zgodzi… - zrobił słodkie oczka którym nigdy nie potrafiłam się oprzeć.
- No dobrze… Powiem mu, że będziemy później. – uśmiechnęłam się do chłopca, i zauważyłam, że w naszym kierunku zmierza Neymar.
- I co ? – spytał się… do kogo to było skierowane ? – Angie, zgadzasz się ?
- Ja nie mam nic przeciwko.
- Wiesz co… może pójdziesz z nami ? – zapytał mnie Brazylijczyk – Tyle razy się już spotykaliśmy, a ja mało o tobie wiem.  – uśmiechnął się.
- Nie wiem czy powinnam… - z jednej strony chciałam, ale z drugiej nie wiedziałam czy wypada.
- Jak to nie powinnaś ? Zapraszam Cię, więc to jest chyba jednoznaczne. Z resztą co Ci szkodzi ? – poraz kolejny obdarzył mnie uśmiechem.
Dalsze „protesty” nie miały by sensu. Widziałam to w jego minie. Wzruszyłam ramionami i kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam, po czym razem z nim oraz chłopcami opuściłam budynek.  
 ***
    Z racji tego, że głównym pretekstem Neymara, żebym poszła z nimi było to, że chciałby się czegoś o mnie dowiedzieć, siedzieliśmy w salonie, podczas gdy chłopcy już bawili się na górze.
- W takim razie, co chciałbyś o mnie wiedzieć ? – zaczęłam z uśmiechem, ciekawa jego odpowiedzi.
- Wszystko, to co mogę. – zaśmiał się – Na pewno, to skąd pochodzisz bo na Hiszpankę mi nie wyglądasz.
- I masz rację, pochodzę z Anglii, z Birmingham. To jak się tu znalazłam to dłuższa historia…
- Mam czas, chętnie posłucham. Jeśli mogę oczywiście. – poraz kolejny się uśmiechnął.
- Jak już mówiłam, urodziłam się w Birmingham. Gdy miałam trochę ponad rok, przenieśliśmy się do USA, do Atlanty, gdyż ojciec miał tam pracę i takie  tam. Na początku wszystko było dobrze, życie toczyło się normalnie.             Dopóki ojciec nie awansował na najwyższe ze stanowisk. Praca była dla niego wszystkim. Do domu przychodził tylko spać. Matka tego nie wytrzymywała. Zaczęła pić, później nas bić. Mnie i moich braci. Ojciec nie reagował, mimo to, że mu o tym mówiliśmy. Twierdził, że pewnie się nam należało. Najstarszy z moich braci, James w końcu miał tego dość. Nie długo po 18 urodzinach, wystąpił do sądu przeciwko rodzicom.  Ze względu na sytuacje, został naszym prawnym opiekunem. Żeby zapomnieć o tym wszystkim, zabrał wtedy dziesięcioletnią mnie i czternastoletniego Olivera i wyjechaliśmy do Hiszpanii.  Tu wszystko było inne, lepsze. Do czasu. Dokładnie cztery lata po przyjeździe tutaj, James zginął w wypadku… - skłamałam. To nie była do końca prawda.      
    James zginął w wyścigu. Nielegalnym. Jego pasją od dziecka były motory. To on zaraził nimi Olivera, a ten próbuje zrobić to samo ze mną. Ten wyścig był najważniejszym i ostatnim w jego życiu… Był drugim najlepszym. Postanowił spróbować z legendą. Wygrałby, gdyby nie jedna rzecz. Ktoś celowo uszkodził mu hamulce…Ale wracając do tematu.  Na chwilę obecną nie mogłam wyznać prawdy piłkarzowi. Co jak co, ale tego nie mogłam powiedzieć.
- Przykro mi – odezwał się Neymar.
- Zginął szczęśliwy. Zawsze mówił, że jeśli zginie na motorze, umrze szczęśliwy – uśmiechnęłam się na wspomnienie brata. – Ale wracając do tematu… Po jego śmierci Oliver został moim opiekunem. Rodzice nawet nie przejęli się śmiercią James’a. Nie było ich na pogrzebie. Nasze życie „normalny bieg” odzyskało mniej więcej po dwóch – trzech latach. Wtedy pojawił się Jai. Szczerze mówiąc on jest po prostu… wpadką mojego brata. Matka zostawiła go u nas, gdy miał ledwo roczek. Do dziś nie dała znaku życia. Gdybym ją teraz spotkała, po prostu bym ją zabiła. Nie mogę tego pojąć. Z mojej „historii” – zakreśliłam cudzysłów w powietrzu - to chyba wszystko. Chcesz wiedzieć coś jeszcze ?
- Czym się interesujesz ? – dla mnie to pytanie było oczywiste.
- Zgadnij – zaśmiałam się – Piłką nożną, może trochę motory, gdyż Oliver próbuje mnie nimi zarazić i idzie mu coraz lepiej.
- Grasz gdzieś ?
- Tylko i wyłącznie z kolegami, czasami gdzieś pójdziemy. Co roku robimy sobie „turnieje”. Kilka razy nawet wygraliśmy.   
- Chętnie zobaczę jak grasz. – powiedział z uśmiechem który nie schodził mu z twarzy.
- Pewnie jutro gdzieś pójdziemy. Od trzech dni nigdzie nie byliśmy, a oni krótko wytrzymują. Jake i Dylan są dla mnie właściwie jak bracia. Cieszę się, że ich mam.
- To z nimi byłaś na meczu ? – spytał
- Tak, to oni. Ten blondyn to Jake, brunet – Dylan.

    Rozmawialiśmy jeszcze o wielu rzeczach. Nie żałowałam, że mu tyle o sobie powiedziałam. Nic nie stracę najwyżej zyskam. On jest naprawdę wspaniałym człowiekiem. Gdy z nim rozmawiam mam wrażenie jakbym znała go od lat, lecz szkoda,  że tak nie jest. Po jakieś godzinie, przyszli do nas chłopcy którzy prosili, żeby włączyć im jakąś bajkę. Robiło się już trochę późno, więc postanowiłam, że gdy skończą oglądać pójdziemy do domu. W między czasie jeszcze trochę pogadaliśmy, Brazylijczyk poprosił mnie nawet o numer telefonu, co nie ukrywam pozytywnie mnie zaskoczyło.   


Witam :D Oto i rozdział trzeci, który mam nadzieję zaspokoi wasz niedosyt po ich ostatnim spotkaniu (Tak, o tobie mówię Wiktoria xD) . Jak widzicie robi się coraz cieplej :P Mam nadzieję, że taki odstęp między rozdziałami jest dla was odpowiedni. Mamy już ponad 1500 wyświetleń ! Wbijemy 2 tyś do następnego ? :D Liczę na was :*

Co myślicie o historii Angie ?
Jakie będą jej relacje z Neyem ? 



Jeśli jesteś = Skomentuj 
Napisanie komentarza zajmuje kilka minut. Rozdział kilka godzin a nawet dni. Każdy komentarz to dla mnie motywacja do dalszej pracy, ale także znak, co mogę zmienić itd. To pomaga, bardzo. Dlatego proszę. Jeśli jesteś, zostaw po sobie znak... :) Im komentarz dłuższy tym większy uśmiech i większą motywacja.
Za każdy jestem niezmiernie wdzięczna. Uczucie które towarzyszy Ci gdy wiesz, że to co robisz się komuś podoba jest nie do opisania.
    

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział II „Tylko spróbuj uciekać”

Od samego wstania z łóżka (a nastąpiło ono wyjątkowo szybko jak na niedzielę, bo przed dziewiątą), towarzyszyła mi niesamowita ochota wyjścia z domu. Nie chciałam iść sama, a nawet Vida spała jak zabita, co mnie zdziwiło, bo z reguły gdy wstaje ja to ona także. Stwierdziłam, że poczekam aż obudzi się Jai i zabiorę jego oraz psa na długie wyjście do parku. Żeby nie musieć siedzieć zbyt długo bezczynnie, wszystkie poranne czynności przeciągałam jak najbardziej się dało. Zrobiłam nawet kanapki dla mojego brata, co jest rzadkością.
    Niestety „darmowe” śniadanie, równa się z chamską pobudką. Chwyciłam pierwszy lepszy kubek i napełniłam go w jednej czwartej lodowatą wodą. Z niecnym uśmiechem udałam się do pokoju Olivera, stanęłam nad jego łóżkiem, złowieszczo zachichotałam po czym wylałam zawartość kubka na głowę szatyna.
- Wstawaj zgredzie ! – krzyknęłam – Śniadanie Ci zrobiłam.
- Gdyby nie to, za dziesięć minut Jai nie miał by jedynej cioci. – burknął wstając i strzepując wodę z włosów, tym samym mnie ochlapując.
- Ej !  - pisnęłam oburzona – Ja się tak nie bawię.
W odpowiedzi dwudziestoczterolatek zarechotał złowieszczo i wstał z łóżka.
- Idź obudź Jai’a. Zaraz przyjdę. – powiedział a ja opuściłam jego pokój.
     Zgodnie z poleceniem udałam się do pokoju chłopca. Kim właściwe jest Jai ? Syn Olivera. Właściwie to wpadka z jakiejś imprezy… Gdy ten miał ledwo roczek, matka przywiozła go tu i powiedziała, że za tydzień go odbierze. Do dziś nie dała znaku życia. Po prostu go zostawiła. Na chwile obecną, to ja zastępuje mu matkę. Tej biologicznej Jai nawet nie pamięta, i raczej nie pozna. Ja sama nawet nie pamiętam jak ona miała na imię. Wiem, że na pewno nie była hiszpanką… Lucy.. Lisa ? Nie ważne. Z uśmiechem wpatrywałam się w śpiącego czterolatka, zastanawiając się jakby to było gdyby wtedy go tu nie zostawiła. Nie wyobrażam sobie życia bez tego szkraba. Przykucnęłam przy jego łóżku i zaczęłam go delikatnie szturchać.
- Jai… Wstawaj – zaczęłam.
    Po jeszcze kilku próbach, chłopiec w końcu się obudził i od razu mnie przytulił. Pomogłam mu się ubrać itd. po czym zeszliśmy na dół, gdzie czekał już na nas Oliver. Z talerza zniknęła już połowa kanapek. I czemu mnie to nie dziwi  ? Przełożyłam kilka kanapek który miały być śniadaniem dla mnie i Jai’a na mniejszy talerz i usiadłam na kanapie, obok bratanka który już oglądał swoje ulubione bajki. Z przyzwyczajenia, sama wlepiłam wzrok w ekran, uśmiechając się za każdym razem gdy słyszałam śmiech chłopca. Gdy oboje skończyliśmy jeść, powiedziałam małemu, idziemy do parku. Ucieszony tą wiadomością, pobiegł na górę po swojego fullcapa. Ja czekając na niego wciągnęłam trampki i gwizdnęłam na Vidę, która od razu pojawiła się przy mnie. Zapięłam jej smycz i poczekałam na Jai’a który kończył ubierać butki. Krzyknęłam jeszcze do brata, że wychodzimy, po czym udaliśmy się do naszego ulubionego parku, gdzie był mały plac zabaw.
    Jai gdy tylko zobaczył „znajomy teren” pobiegł na zjeżdżalnię. Ja usiadłam na ławce i odpięłam smycz od obroży Vidy.
- Tylko spróbuj uciekać – pogłaskałam ją, po czym pozwoliłam odbiec kawałek, a sama zaczęłam obserwować bratanka.
Uwielbiałam patrzeć na niego podczas zabawy. Kocham jego śmiech. Chciałabym mieć kiedyś takiego synka jak on… On właściwe jest dla mnie jak syn ale to i tak nigdy nie to samo. Oderwałam na chwile wzrok od chłopca i rozejrzałam się za psem. Nigdzie jej nie widziałam. Cholera…         
- Jai, poczekaj tu na mnie – powiedziałam do chłopca – Idę poszukać Vidę
    Wstałam z ławki, zabrałam smycz i zaczęłam iść przed siebie na zmianę wołając i gwiżdżąc, wiedząc że na to reaguje. Zobaczyłam ją za fontanną, czyli prawie po drugiej stronie parku, lecz gdy zaczęłam  ją wołać, ta znowu zaczęła uciekać. Zrezygnowana po raz kolejny krzyknęłam ale na marne.
- Vida ! – próbowałam dalej – Wracaj ! Vida !
Owczarek jednak nic nie robił sobie z moich wysiłków. Uciekała dalej. Szłam za nią z nadzieją, że w końcu się zatrzyma. Bardzo się ucieszyłam gdy zobaczyłam, że jakiś mężczyzna, chwyta suczkę za obroże tym samym uniemożliwiając jej dalszą ucieczkę. Ucieszona tym widokiem, szybko podeszłam do nieznajomego.
- Dzięki – uśmiechnęłam się, a mężczyzna puścił obrożę. Przypięłam smycz – Sama bym jej nie złapała.
- Nie ma za co. – mój rozmówca zdjął okulary przeciwsłoneczne. Zamarłam. Neymar. Jak mogłam go nie poznać ? – Czy myśmy się już gdzieś nie widzieli ?
- Tak – uśmiechnęłam się – Wczoraj po meczu, dałeś mi swoją koszulkę.
- Już pamiętam – uśmiechnął się pokazując swoje idealnie białe zęby. – Nie dziwię się, że cię zapamiętałem. Tak ładne dziewczyny z reguły długo się pamięta. Powiesz mi jak masz na imię ?   
W tym momencie byłam wdzięczna Bogu za to, że nigdy nie robiłam się czerwona. Nagle przypomniałam sobie o tym, że… Jai na mnie czeka…
Angie – uśmiechnęłam się, ale po chwili – Niestety muszę już iść… - powiedziałam smutna. Żałowałam, bo nie wiedziałam czy jeszcze kiedyś go spotkam.
- Nic się nie szkodzi – odparł wesoło – Może się jeszcze kiedyś zobaczymy.
Po raz ostatni się uśmiechnął, po czym odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Ja tym razem z psem „przy sobie” wróciłam do bratanka, który dalej bawił się w najlepsze nic nie robiąc sobie z mojego powrotu. Posiedzieliśmy w parku jeszcze półgodziny po czym zadowoleniu z udanego wyjścia wróciliśmy do domu. Zamknęłam drzwi z lekkim trzaskiem, rzuciłam smycz na szafkę po czym udałam się do swojego pokoju. Gdy tylko tam weszłam, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam sprawdzać różne portale społecznościowe.
    Zauważyłam, że pod zdjęciem z meczu jest kilka nowych komentarzy, więc jej sprawdziłam. Jeden z nich należał do mojego brata – „Neymar mistrz drugiego planu :’)”. Nie za bardzo wiedząc o co chodzi, przyjrzałam się zdjęciu jeszcze raz. Było ono robione po drugim golu Neya. Nagle zrozumiałam o co chodzi. Neymar załapał się na zdjęcie i pokazywał serduszko. Zaczęłam uśmiechać się jak głupia do telefonu. Odłożyłam go po jakiś pięciu minutach z dziwną ochotą na przejażdżkę motorem… Tak jeżdżę na motorze od dobrego roku. Za sprawą Olivera… Gdy byłam młodsza często jeździłam z nim i nie mogłam się doczekać, aż sama będę mogła jeździć.    
    Zeszłam z łóżka, przebrałam się w odpowiednie ciuchy po czym opuściłam pokój. W podskokach zeszłam na dół. Gdy minęłam Olivera w korytarzu, powiedziałam mu, że wychodzę i zabieram motor, a ten tylko kiwnął głową. Ostatnio jest jakiś dziwny… Taki cichy… Postanawiając, że nie będę zawracać sobie tym więcej głowy, zabrałam z kuchni kluczyki i poszłam do garażu. Otworzyłam drzwi pomieszczenia i wyprowadziłam jeden z dwóch motorów, stojących obok dumy Olivera, jego drugiego dziecka – ukochanej corevette. To auto jest dla niego świętością. Przez tydzień po kupieniu nikomu nie pozwalał go dotykać. Jak jakiś nienormalny. Chichocząc na wspomnienie tamtych dni, zamknęłam drzwi garażu i wsiadłam na motor. Założyłam kask, odpaliłam maszynę po czym, ruszyłam w stronę obrzeży miasta.      




O to ja z drugim rozdziałem :) Mam nadzieję, że spodoba się wam tak samo jak pierwszy rozdział. Co do pierwszego... JEZU NIE WIERZĘ ! Nie liczyłam na aż 8 komentarzy :D Spodziewałam się 3/4 ale nie aż tylu... No i ponad 1000 wyświetleń :) Kochani, spełniacie moje marzenia <3 Z całego serducha wam dziękuję. Ale mam prośbę do anonimków :P Proszę was abyście się podpisywali :) 

*Czy Angie spotka jeszcze Neymara ?
*Co myślicie o jej pasji do motorów ? 
*Vida będzie częściej uciekac ?
*Co myślcie o Oliverze i Jai'u ?

Mam nadzieję, że teraz znowu będzie tyle miłych komentarzy oraz taka ilośc wyświetleń :)

Pamiętajcie - Każdy kom, wyświetlenie czy obserwator to niesamowita motywacja do dalszej pracy. Uczucie, że to co tworzysz podoba się tylu osobom, jest cudowne :)
Za każdą reklamę w obojętnie jakim miejscu jestem niezmiernie wdzięczna. Jeśli to zrobisz - poinformuj mnie. Odwdzięczę się chociażby rozdziałem z dedykacją bądź czymś w tym rodzaju :)

PS. jakby ktoś był ciekawy, to macie tu zdjęcie Vidy :P