czwartek, 24 września 2015

Rozdział VI "Tytuł jest nasz"

*Neymar*
Siedziałem w aucie dobre 20 minut, obserwując… wyścig. To co widziałem z jednej strony mnie przerażało. Co prawda, nie widziałem całości, ale mniej więcej połowa, zdecydowanie mi wystarczała. Postanowiłem, że poczekam, aż rodzeństwo będzie zmierzać w kierunku mojego auta, wtedy się ujawnię.  Z tego co widziałem, to Angie wygrała. Sam nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać. Na „swój moment” musiałem poczekać jeszcze trochę, lecz gdy ten nadszedł bez zawahania opuściłem pojazd i opierając się o drzwi, czekałem aż dziewczyna mnie zauważy. Okazało się, że jest bardzo spostrzegawcza. Zatrzymała się blisko samochodu i ze zdziwieniem ściągnęła kask. Oliver po prostu mnie zignorował i pojechał w swoją stronę.
- Co ty tu robisz ? – spytała jakby z wyrzutem.
- Czułem, że mnie okłamujesz. Tak, wiem nie musisz się mi spowiadać, ale… martwiłem się. To było silniejsze od mnie, musiałem wiedzieć, tak więc jestem… - wydusiłem.
Brunetka westchnęła i oparła się o maskę samochodu. Czas leciał a my milczeliśmy. Taka cisza zawsze mnie bardzo denerwowała. To oczekiwanie, aż któreś wreszcie się odezwię, mimo to, że wiesz, że ty i tak tego nie zrobisz…
- Pamiętasz jak wtedy u ciebie byłam ?  Jak opowiadałam Ci o sobie. – zaczęła nie pewnie.
- Jasne, że tak – odpowiedziałem, zastanawiając się do czego zmierza.
- Gdy wtedy mówiłam Ci o James’ie. O tym, że zginął w wypadku. Nie do końca powiedziałam Ci prawdę. – zrobiła krótką pauzę, lecz szybko kontynuowała.- Owszem, zginął w wypadku, ale podczas wyścigu. Ktoś uszkodził mu hamulce. Nie wytrzymał na zakręcie i spadł z urwiska… To dla niego ja i Oliver się ścigamy. Chcemy dotrzeć do finału. Chcemy go pomścić … - zakończyła a wzrok wbiła w ziemię.
Sam nie wiedziałem co powiedzieć. Z jednej strony to co robili było w jakimś sensie, hołdem dla ich brata ale z drugiej strony, wątpię, że on by tego chciał. Żeby narażali się dla niego… Ale niestety prawdy nie poznam ani ja, ani nikt inny.
- Choć, coś ci pokaże. – Angie spojrzała na mnie, uśmiechała się, lecz je oczy cały czas były smutne. Była bliska płaczu. Ewidentnie wspomnienie James’a bolało ją. Tęskniła za nim. Bardzo.

Ruszyłem za nią. Nie miałem pojęcia gdzie mnie prowadzi. Po mniej więcej dziesięciu minutach, stanęliśmy przy urwisku. Brunetka podeszła do niewielkiego krzaka i przy nim kucnęła. Podszedłem bliżej i dopiero wtedy zobaczyłem mały, metalowy krzyż. Na jego dłuższej części, przyczepiony był wzór motoru z tego samego materiału, a na nim napis: 

 

James Morris ur. 13.05.1987 – 24.08. 2010.

„Zabiła go pasja, lecz zginął szczęśliwy”

 

Kucnąłem koło Angie i zacząłem głaskać ją po plecach. Widziałem, że przygryza wargę i powstrzymuje płacz. Lekko się uśmiechnąłem i szepnąłem:
- Nie wstydź się płaczu. – powiedziałem  – Bo nie ma czego.
Podniosła wzrok i tym razem nie powstrzymując już łez, po prostu się do mnie przytuliła.
***
*Angie, kilkanaście dni później”
   Po wydarzeniu, w dniu wyścigu mało się z Neymarem widywaliśmy, ale dlatego, gdyż Brazylijczyk musiał się skupić na treningach, do finału Ligi Mistrzów, który jest właśnie dziś. Złożyło się, że mam akurat tego dnia urodziny i liczę na najlepszy prezent jaki można dostać. Na czas pobytu piłkarza w Niemczech, postanowiłam zająć się jego psem – Pokerem. Także teraz mam na głowie dwa walnięte psy.  Właśnie wróciłam do domu z prowiantem na mecz. Zapas chipsów, napoi, chłopaki zażyczyli sobie jeszcze jakiś alkohol. Ja byłam przeciwna, bo przy dziecku, to raczej nie zbyt. Skontrolowałam godzinę – 20.00. jeszcze półtorej godziny… Przypomniał mi się dość ważny szczegół. Wleciałam do mojego pokoju i z pudełka pod łóżkiem wyjęłam  flagę FC Barcelony oraz 4 klubowe szaliki. Te zostawiłam na łóżku, a z flagą wyszłam na balkon. Włożyłam jej uchwyt w stojak na flagi, zamontowany na balustradzie. Wiał lekki wiatr, dzięki czemu flaga wyglądała jeszcze lepiej. Opuściłam balkon i wróciłam do pokoju. Usłyszałam hałasy z korytarza, więc zeszłam na dół. Dylan i Jake już przyszli. W drzwiach kuchni pokazał się Oliver.
-Chodźcie na chwile – pociągnął moich przyjaciół za sobą, a mnie wygonił do salonu.
Zaskoczona usiadłam na kanapie. Coś w sercu kazało mi napisać do Neymara. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i chwilę biłam się z myślami. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk SMS’a. On mi czyta w myślach na odległość ?  „Wszystkiego Najlepszego <3 Obiecuje, że zadedykuję Ci bramkę :* Po za tym mam dla ciebie niespodziankę” Zaskoczona od razu wzięłam się za odpowiedź „Nie wierzę, że pamiętasz. Dziękuję i życzę powodzenia z całego serducha <3”  Schowałam telefon, i głośno wypuściłam powietrze. Nagle zrobiło się dziwnie ciemno. Zgasły światła. O co chodzi ? Usłyszałam kroki z kuchni odwróciłam wzrok. Do salonu  weszli Oliver z tortem oraz Jake’em i Dylanem po bokach śpiewający „Sto Lat” Zakryłam usta dłonią. Zabiłabym ich, ale tego nie przeżyje. Wstałam gdy podeszli do kanapy. Na torcie był Herb Barcelony oraz napis „Happy Brithday Angie !”
- Pomyśl życzenie – upomniał mnie Dylan a ja spojrzałam na niego z politowaniem.
- Wiem, deklu. – zaśmiałam się.

Mam dużo marzeń. Większość z nich jest nierealna… Więc postawię na chęć bycia szczęśliwą. Chcę żeby moja rodzina była szczęśliwa. Chce znaleźć tego jedynego i być szczęśliwa u jego boku. Przymknęłam oczy po czym zdmuchnęłam świeczki. Zanim Jake zabrał się za pokrojenie tortu (a boję się go tylko wtedy gdy ma nóż) musiałam oczywiście zrobić zdjęcie. Pozbyliśmy się ¼ ciasta. Nawet Vida i Poker się na trochę załapali. Co prawda wylizali tylko trochę talerze, ale psy jak to psy – cieszą się nawet z tego. Czas do meczu zleciał błyskawicznie. Cała piątka (Tak, Jai także ogląda) plus psy, siedziała na kanapie bądź podłodze i wpatrywała się w ekran. Po około 20 minutach meczu doczekaliśmy się pierwszego gola w wykonaniu Messiego. Wszyscy zerwali się z kanapy i wrzasnęli tak, że aż psy uciekły. Następnej bramki doczekaliśmy się sekundy przed końcem pierwszej połowy, tym razem strzelał Neymar, a jego cieszynka… zwaliła mnie z nóg. Pod koszulką ze swoim nazwiskiem, ukrywał drugą z napisem „Feliz cumpleaños Angie!”. Powstrzymywałam łzy radości, zaskoczenia… Nie wierzyłam, że to się dzieję.  Ale byłam pewna jednej rzeczy – przez całą reszte meczu i nie tylko będę szczęśliwa jak nigdy w życiu. Przez resztę meczu wrzeszczeliśmy jeszcze 2 razy, zawsze dzięki Neymarowi. Takie urodziny to ja mogę mieć co roku…  Lepszego prezentu chyba nie można dostać, prawda ?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam :)

Wiem, że krótki, ale chciałam go już wstawic. Mam nadzieję, że pomimo długości się spodoba. Dziękuję za 5500 wyświetleń ! Idziecie jak burza :) Mamy już 9 obserwatorów...

Dacie radę wbic 9 KOMENTARZY ? Nawet nie wiecie, jak byłabym szczęśliwa :3

  

9 komentarzy:

  1. Może Ney też się wciągnie w wyścigi ? ;33 haha
    Cudo 😍 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham to ff <33 zapraszam do mnie pisze ff o Mario Goetze ;3 dopiero zaczynam :)))))))))))
    http://one-love-one-choice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty rozdział ♥ Szkoda tylko, że taki krótki :( Życzę Weny! ☺ ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny jej pasja taka aww kocham to czekam z niecierpliwością na następny i mam nadzieję, że dodasz go niedługo ;* <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Napisanie komentarza zajmuje kilka minut. Rozdział kilka godzin a nawet dni. Każdy komentarz to dla mnie motywacja do dalszej pracy, ale także znak, co mogę zmienić itd. To pomaga, bardzo. Dlatego proszę. Jeśli jesteś, zostaw po sobie znak... :) Im komentarz dłuższy tym większy uśmiech i większą motywacja.
Za każdy jestem niezmiernie wdzięczna. Uczucie które towarzyszy Ci gdy wiesz, że to co robisz się komuś podoba jest nie do opisania.