Siedziałam na jakiejś
skrzynce, których w garażu było pełno, popijałam cole z puszki, a Oliver
grzebał coś przy motorze, raz po raz klnąc. Przyglądałam się bratu, myśląc o
wyścigach. Jak to wszystko się potoczy, kiedy Oliver z tym skończy i czy w
ogóle ma zamiar. Nagle mój wzrok przyciągnęła rzecz stojąca w rogu garażu,
przykryta plandeką. Ścigacz James’a. Zdecydowanie najlepsza z 3 maszyn w tym pomieszczeniu.
Stoi tak od jego śmierci. Pięć lat. Wszystko co osiągnął w świecie wyścigów
osiągnął dzięki tej maszynie. Właściwie wszystkie jego rzeczy oprócz motoru,
przez te kilka lat stoją na strychu i chyba jeszcze trochę tam postoją… Jednak
coś w głębi ducha, kazało mi tam pójść i je przejrzeć.
- Zaraz wracam – rzuciłam w
stronę brata po czym opuściłam garaż, po drodze wyrzucając puszkę.
Udałam się na strych i
zaczęłam poszukiwanie odpowiednich pudeł. Stały w kącie, podpisane czarnym
markerem, tylko jednym słowem „James”. Otworzyłam pierwsze i zaczęłam przeglądać.
Akurat w tym znalazłam różne zdjęcia, pamiątki jednym słowem pierdółki. W
drugim były ubrania. Tak, nawet ich nie wyrzuciliśmy. Na początku chciałam je
zostawić, ale w końcu je przejrzałam i znalazłam… najzwyklejszą białą kopertę z
nieco zgniecionymi rogami. Przez kilka sekund się w nią wpatrywałam aż w końcu niepewnie
otworzyłam ją drżącymi palcami. W środku była jedna kartka. List. To pismo
poznam wszędzie, zawsze było dla mnie… piękne. Wzięłam głęboki oddech i
zaczęłam czytać.
Barcelona, 24.08.2009
Jeśli to czytacie,
zapewne nie żyję. Zostawiałem wam ten list przed każdym wyścigiem, w jakim
brałem udział, lecz jeśli wracałem chowałem go.
Po co ? Mam do was prośbę. Jeśli czytacie to krótko po mojej śmierci,
błagam - nie ryzykujcie życia i nie próbujcie mnie pomścić. Jeśli od dnia kiedy
mnie z wami nie ma, już trochę minęło, a Oliver dalej się ściga… Jeśli dotrzesz
do finału, weźcie mój motor. Jestem prawie pewny, że od tego czasu go nie
ruszyliście. A jeśli porzuciliście to wszystko, niech tak zostanie. Nie chcę,
żebyśmy się tak szybko spotkali po drugiej stronie. Nawet w tamtym świecie, zawsze będę was
kochał. Mam nadzieję, że jesteście szczęśliwi, nawet gdy mnie już z wami nie
ma.
Wasz
James.
Przeczytałam
list trzy razy. Nie wierzyłam w to co widzę. Jakby wiedział, że to kiedyś go
zabije… Odłożyłam list a z pudełka z pierdołkami, wyjęłam jego zdjęcie. Ile bym
dała żeby móc go przytulic… Tak cholernie mi go brakuje… Na zdjęcie spadło
kilka moich łez. A już przyzwyczajałam się do tego, że go już nie zobaczę. Zabrałam
zdjęcie oraz list, po czym wróciłam do garażu.
-Oliver
! – usiłowałam przekrzyczeć muzykę. Nie zareagował, więc ją wyłączyłam.
-
Mhm ? – zwrócił na mnie uwagę.
-
Patrz co znalazłam. – chłopak wyciągnął rękę po kartkę – Najpierw usiądź.
Ze
zdziwieniem wykonał moje polecenie. Zaczął czytać list. Im dalej był, tym
większe miał oczy. Tak jak ja, czytał go kilka razy. Gdy skończył, od razu
spojrzał na maszynę stojącą w kącie.
-
Skąd to masz ? – spytał
-
Znalazłam w jego rzeczach... – odpowiedziałam, zerkając na zdjęcie.
Oliver
jeszcze raz przeczytał list. Jedną ręką nerwowo przeczesał włosy, po czym wstał
i zrzucił plandekę ze ścigacza. Oparł ręce na biodrach i przez chwilę milczał.
-
Będzie trzeba go wysłuchać. – uśmiechnął się i zaczął grzebać przy 5 lat nie
ruszanym motocyklu.
*
*
*
Od samego wyjścia z budynku przedszkola, Jai
namawiał mnie na pójście na lody i do parku. Naprawę próbowałam być twarda, ale
jego błagalne spojrzenie to dla mnie za dużo. Po 10 minutach błagań, zgodziłam
się. Tak więc teraz, pisałam sms do jego ojca, o tym, że znowu z nim
przegrałam. Jednak ktoś musiał mi przerwać.
Na ekranie wyświetliło mi się połączenie od Neymara. Dotknęłam napisu
odbierz.
- Zaraz Ci coś powiem ale możesz
odpowiadać tylko „Tak” albo „nie” – zaczął – Rozumiesz ?
-
Też się cieszę… - nie dał mi
dokończyć.
-
Zadałem Ci pytanie – zaśmiał się.
-Tak. – odpowiedziałam także się śmiejąc.
- Masz na dziś plany ?
-
Nie.
-
To dobrze bo jestem już w Barcelonie i
tak się składa, że robimy imprezę… Tak więc ogarnij się, bierz Olivera i Jai’a
pod pachę i za 2 godziny będę pod waszym domem.
-
Kto będzie na tej imprezie ?
- Leo, Anto i Thiago oraz Pique i Shakira z Milanem. No i ja,
Rafaella i Davi. Zostało parę dni do zgrupowania przed Copa America, więc
postanowili przylecieć do Hiszpanii na ten czas.
-
Ostatnie pytanie. Gdzie chcecie to zrobić
?
-
Na plaży. Teren prywatny znajomego, więc
będzie spokój. – wyjaśnił Brazylijczyk.
– Wszystko już wiesz, odmowy nie
słyszę, więc widzimy się za 2 godziny. Najpierw jedziemy po resztę, dopiero
potem na plażę. A tak z innej beczki mam pytanie, dość dziwne. Umiesz może grać
na gitarze ?
- Umiem, a co ?
- Mogłabyś ją wziąć ze sobą? Zapewne
zrobimy ognisko, a wiesz gitara i ognisko to fajne połączenie – zaśmiał się
Piłkarz
się rozłączył a ja westchnęłam. Zawołałam
Jai’a i wróciliśmy do domu. Przekazałam informację o „spotkaniu”
Oliverowi i zaczęłam ogarniać siebie oraz bratanka. Oczywiście nie mogłam
znaleźć wielu potrzebnych rzeczy, także gdy skończyliśmy się ogarniać, mieliśmy
dziesięć minut do przyjazdu Neymara. Wyszłam ze swojego pokoju i zaczęłam
szukać brata. Znalazłam go w… kuchni. Jego drugie ulubione miejsce zaraz po
garażu.
-
Kto z kim i czym jedzie ? – spytałam wyrywając go z transu jedzenia.
-
Ty bierzesz samochód i jedziesz razem z Jai’em. Ja przy okazji sprawdzę jak
działa motor James’a.
-
Okay. – zgodziłam się – Kończ to jedzenie, zaraz będzie Neymar.
Miałam
rację, nim się obejrzałam dostałam sms od piłkarza, informujący, że zaraz
będzie. W trójkę wyszliśmy z domu, uprzednio wypuszczając Vidę do ogrodu. Schowałam nasze rzeczy do bagażnika, a Oliver
wyprowadził czarnego ścigacza. Byliśmy już gotowi, brakowało tylko Ney’a. Gdy tylko zobaczyliśmy znajome audi od razu
ruszyliśmy. Najpierw pojechaliśmy po Pique i jego rodzinę, potem „zabraliśmy”
Messiego. Zapewne ta „wycieczka” wyglądała dosyć ciekawie. Trzy niezbyt tanie
auta i Oliver trochę wyróżniający się na czarnym ścigaczu. Ciekawa byłam
miejsca, w które „prowadził” nas Brazylijczyk. Jak się okazało, było ono trochę
za miastem. Zatrzymaliśmy się przy jakimś domu. Był duży, zadbany, ale willą
jeszcze nie był. Już z miejsca było widać plażę. Spory kawałek znajdował się za
czymś w rodzaju ogrodzenia. Wszyscy wysiedli z samochodów, ja i kilka innych osób, pomogło dzieciakom. Po
krótkim „ogarnięciu się” ruszyliśmy na plażę. Było koło siedemnastej, więc w
sumie pora w sam raz. Zaczęliśmy się „rozkładać” . Nagle dotarło do nas dziwne
chrząknie. Odwróciłam się w stronę dźwięku i zobaczyłam.. Alvesa. No tak, przed
nim żadna impreza się nie ukryje.
-
Matko boska, Alves co ty tu robisz ? – spytał Messi ze śmiechem.
-Chcieliście
się mnie pozbyć, co ? – spytał z wyrzutem.
-
Oczywiście – opowiedział Ney i padł twarzą do dołu na koc który właśnie
rozłożył. Spojrzałam na niego z politowaniem. A on jakby to widział, zaczął się
rechotać.
-
Też cię kocham! – powiedział Dani co wywołało u wszystkich śmiech.
-
Koniec gadania, miała być impreza – wtrącił się Oliver.
Nim
się obejrzałam, zwisałam głową w dół, przewieszona przez ramie niczym worek
ziemniaków, niesiona przez mojego brata w kierunku wody. A po obu naszych
stronach biegli ci wszyscy idioci, tylko dziewczyny wolały zostać na stałym
lądzie i przy okazji pilnowały dzieciaków, które zaczęły grać w piłkę. Chociaż
w sumie to bardziej się kłócili niż grali…
-
Skaczesz sama czy mam cię wrzucić ? – usłyszałam Olivera. A no tak, pomost.
-
Głęboko ? – spytałam, a ten mnie odstawił.
-
Mi prawie do szyi. – spojrzał w wodę.
-
To skaczę. – Uśmiechnęłam się.
Odsunęłam
się trochę i skoczyłam, tuż za mną reszta tych patafianów. Neymar zaczął mnie
gonić, jednakże ktoś okazał mi pomoc. Pique go złapał, ale przeznaczenia nie
oszukasz. Pod wodę wepchnął mnie Dani. Ja go naprawdę kiedyś zabiję. Po kilkunastu minutach wygłupów, podczas
których kilka osób prawie nie przeżyło, wróciliśmy na plażę. Nie zdążyłam nawet
usiąść, a postanowiono, że zagramy mecz.
-
Nie gram ! Nie ma opcji. – protestowałam.
-
No nie narzekaj – Ney podszedł do mnie od tyłu – Wiem, że tego chcesz.
-
Ej, to dziwnie brzmiało – zaśmiałam się.
-
Głodnemu chleb na myśli ! – wytknął mi Brazylijczyk – Wydało się !
-
Głodny głodnemu wypomni, kochany – wytknęłam mu język.
-
I tak wszyscy wiemy, że tak naprawdę się kochacie i czego chcecie– odezwał się
Leo. – A teraz koniec. Angie grasz ?
-
Gram, ale potem ognisko – wyszczerzyłam się w kierunku Juniora.
-
Lepiej tak niż wcale – odpowiedział ciesząc się jak dziecko.
Podzieliliśmy się na drużyny po dwie osoby.
Ja byłam o dziwo z Leo, z czego Ney niezbyt się ucieszył. Jak zawsze przy grze
na piasku co chwile leżałam, przewracając się przez własne nogi. Raz wkręciłam
chłopaków, że coś mi się stało, a gdy podeszli bliżej, wybuchnęłam śmiechem.
Nie długo potem zakończyliśmy grę. Nawet nie wiem ile kto goli strzelił, co
chwilę coś. Sama trafiłam ze trzy strzały. Podczas gdy ja odpoczywałam i
rozmawiałam z dziewczynami, męska część towarzystwa rozpalała ognisko. To
znaczy… Próbowała, co wyglądało dość komicznie. Pique prawie poniósł tragiczną śmierć
poprzez przygniecenie jakimś konarem, po Alves nie pomyślał, żeby go jeszcze
chwile przytrzymać. Momentami ledwo wytrzymywałam ze śmiechu i zastanawiałam
się, czy nie pomóc tym ofiarom. W końcu
jednak się powstrzymałam. Po około piętnastu minutach, płonęło piękne ognisko,
które idealnie wpasowało się w krajobraz plaży i słońca chylącemu się ku
zachodowi. Dzieciaki o dziwo miały jeszcze siłę i cały czas się bawiły i
wygłupiały. My rozsiedliśmy się przy ognisku. Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim
i o niczym. Miałam wrażenie jakby wszystkie obecne tu osoby znała od lat, a nie
od kilku dni czy nawet godzin. Gdy zaczęły się nam kończyć tematy, przyszedł czas na wyczekiwaną grę w
butelkę. Rafa wpadła na pomysł, żeby wszystko nagrać. Będzie się potem z czego
śmiać, może nawet część ktoś wstawi na Instagrama. Zaczynał oczywiście Dani.
Padło na Pique. Już mu współczuję.
-
Pytanie czy wyzwanie ? – spytał szczerząc się
-
Idziemy na całość – zaśmiał się – Wyzwanie.
-
Zaczep jakąś laskę i poproś, żeby skoczyła z tobą z pomostu – powiedział co u
wielu wywołało parsknięcie śmiechem.
-
Dobra ! – krzyknął Gerard zrywając się na równe nogi i ruszając w stronę gdzie
byli jacykolwiek ludzie.
Trzy
pierwsze kandydatki odmówiły, dopiero czwarta się zgodziła. Niewysoka brunetka,
na oko trochę starsza ode mnie. Cały czas się śmiejąc skoczyła z piłkarzem z
pomostu. Nagrodą za pomoc w wykonaniu wyzwania był autograf napisany na ręce.
Piłkarz z dumny uśmiechem wrócił do nas i zakręcił butelką. Oliver. Uhuhu, już
się boję.
-
Wzywanie – powiedział od razu.
Pique
chwile się zastanawiał. Spojrzał na Rafę, Olivera a następnie na motor,
zostawiony razem z resztą naszych pojazdów przy domu właściciela tej części
plaży.
-
Przekonaj Rafaellę, żeby przejechała się z tobą motorem.
-
Ej ! – krzyknęła z wyrzutem Brazylijka. – Wiesz, że się boję…
-
To zaraz przestaniesz się bać. – powiedział Oliver wstając i podchodzącą do
niej. Wyciągnął do niej rękę – Chodź.
Niepewnie
chwyciła jego rękę i wstała. Odeszli kawałek. Nie mam pojęcia co Oliver jej
powiedział, ale już po chwili śmignęli nam przed nosami. Naprawdę boję się
tego, jak ją przekonał. Po przełamaniu strachu Rafy, znowu usiedliśmy na piasku.
Oliver z niecnym uśmiechem zakręcił pustą butelką. Wskazała na Neya…
-Wyzwanie
– zaśmiał się zanim Oliver zdążył spytać.
-Pocałuj
kogoś. Nie możesz Daviego ani Rafy. – on to zaplanował! Nie zgadzam się.
-
Anto i Shak odpadają, nie chcę się żegnać z życiem. Gejem także nie chcę być.
Także zostaje mi…- jego wzrok zatrzymał się na mnie.
-
O nie… - zaśmiałam się i wstałam, a po chwili także Brazylijczyk.
-
O tak. – uśmiechnął się i podszedł bliżej. Trzeba uciekać.
Z
piskiem zaczęłam biec w kierunku wody. Ratujcie. Chłopak był tuż za mną, gdyby
wyciągnął rękę z łatwością by mnie złapał, ale najwidoczniej miał inne plany.
Zatrzymałam się, gdy wody sięgała mi do brzucha. Neymar stanął naprzeciwko mnie.
Zmieniamy zasady. Nie uciekałam już, Ney podszedł bliżej. Z plaży usłyszałam
krzyki reszty piłkarzy. Gdy twarz Juniora znajdowała się już kilka centymetrów
od mojej, gwałtownie odwróciłam głowę. Dzięki temu nie trafił w moje usta,
tylko ledwo w ich kącik. Z triumfalnym uśmiechem odsunęłam się od niego i
parsknęłam śmiechem. Był zaskoczony i rozkojarzony. Ktoś na za dużo od razu
liczył. Wróciłam na plaże, gdzie reszta zwijała się ze śmiechu. Przez resztę
naszej „imprezy” cały czas czułam wzrok Neymara na sobie….
***
Dochodziła
godzina dwudziesta druga, a my byliśmy w drodze do domu. Dokładniej to ja,
Oliver, Jai oraz Ney, Rafaella oraz Davi. Reszta została już „odstawiona” do
domów. Z uśmiechem obserwowałam śpiącego Jai’a, którego widziałam w lusterku.
Drogi były dziwnie puste. Minuty mijały, a już po chwili wjechałam na
przydomowy parking. Zdziwiło mnie to, że oprócz Olivera zatrzymał się także
Neymar. Wysiadłam z samochodu i zaciekawiona podeszłam do Juniora, przy okazji
mówiąc Oliverowi, żeby zabrał Jai’a.
-
Możemy pogadać? – spytał Ney opierając się o pojazd.
-
O czym?- spytałam zaciekawiona.
-
Nie uważasz, że to co zaczęliśmy na plaży wypadało by dokończyć? – uniósł brew
i uśmiechnął się
Wszystko
szybko przemyślałam. Po części się bałam, sama nie wiem czego. Ale z drugiej
strony nic nie stracę, a mogę zyskać. Westchnęłam głośno.
-
W sumie to masz rację – przygryzłam wargę, lecz potem się uśmiechnęłam.
-
Ja zawsze mam rację – odparł ze śmiechem chwytając mnie za rękę i odwracając
tak, że teraz ja znajdowałam się w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą on
stał. Położył ręce na dachu samochodu, więc byłam „w potrzasku”. Oczywiście nie
miałam zamiaru uciekać. Przymknęłam oczy a po chwili poczułam, jak usta Neymara
łączą się z moimi w najlepszym pocałunku mojego życia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Radujcie się albowiem powróciłam, ale nie wiem na jak długo :D
A razem ze mną najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam. Ponad 2000 słów ^^
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został :)