wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział I "Koszulka"

    Gdyby ktoś tydzień temu powiedział mi, że tego dnia będę miała możliwość obejrzenia meczu FC Barcelony, na Camp Nou, z miejsc VIP nie zwłocznie wylądował by on w psychiatryku. Lecz szybko by z niego wyszedł, gdyż to okazało się prawdą. Już dziś, za dokładnie trzy i pół godziny moje marzenie się spełni. Będę bliżej idoli niż kiedykolwiek wcześniej. Owszem, będzie to mój trzeci mecz Barçy, ale właściwie to pierwszy. Dlaczego ? Otóż na pierwszym miałam 14 lat i byłam tam tylko dlatego bo brat mnie zaciągnął. Chociaż gdyby nie ten mecz, piłka nożna jak i cała Barça nie była by dla mnie tym czym jest teraz.  Na drugim właściwie byłam chora i strasznie się czułam. Mało co z tego pamiętam. Ale ten mecz będzie wyjątkowy. Z pewnością zapamiętam go na długo.
    Stwierdziłam, że pora zacząć się ogarniać. Może i mam jeszcze kilka godzin, ale jestem straszną guzdrałą. To co inni robią w 10 minut, ja robię w pół godziny albo i dłużej. Z uśmiechem, który towarzyszył mi od rana wyłączyłam laptopa i odstawiłam go na biurko. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej ukochane krótkie, dżinsowe spodenki a następnie przeszukałam całą szafę w poszukiwaniu koszulki z napisem „Neymar Jr.” która była dla mnie świętością. Ubierałam ją tylko na turnieje, ponieważ podczas nich każdy reprezentował jakiegoś piłkarza. No ale bez jaj. Gdzie ona do cholery jest ?
- Oliver ! – krzyknęłam wychodząc z pokoju – Oddawaj Neymara !
    Zawsze gdy chodziło o którąkolwiek z koszulek krzyczeliśmy dane nazwisko. Ja z reguły krzyczałam „Neymar”  a  Oliver „Messi”, rzadziej „Suarez”. Zajrzałam do pokoju brata, lecz go tam nie było. W pokoju Jai’a też go nie było. Znalazłam go w salonie, jak zawsze ze wzrokiem wlepionym w ekran. Stanęłam obok kanapy. Nie zwrócił na mnie uwagi, więc chrząknęłam. Podniósł wzrok.
- Możesz mi łaskawie powiedzieć, gdzie jest Neymar ?! – krzyknęłam. – Wiesz, że nienawidzę gdy go zabierasz.
- Nie unoś się tak. – powiedział spokojnie szatyn –Nie mam pojęcia, gdzie jest Neymar. Twoja koszulka, powinnaś ją pilnować.
    Prychnęłam i wróciłam na górę, weszłam do pokoju brata i zabrałam koszulkę z numerem 10, bo wiedziałam, że tej drugiej raczej szybko nie znajdę.. Potem wróciłam do siebie, Wzięłam spodenki i zamknęłam się w łazience. Spięłam włosy i wzięłam szybki (jak dla mnie, gdyż trwał dobre 25 minut) prysznic. Następnie ubrałam przygotowane ciuchy. Wysuszyłam włosy,  porządnie je rozczesałam i ułożyłam grzywkę. Zrobiłam delikatny jak zawsze makijaż, a potem z racji tego, że miałam jeszcze dużo czasu, co mnie zdziwiło, postanowiłam pomalować paznokcie.
    Wybrałam barwy Barçy czyli bordowy i granatowy. Nawet po tej czynności miałam jeszcze dobre pół godziny, więc wyszłam do ogrodu i zaczęłam wołać mojego psa. Vida to dwuletni owczarek australijski Kelpie. Jak zawsze od razu pojawiła się przy mnie, z ukochaną piłką w pysku. Przykucnęłam i zaczęłam ją głaskać i drapać. Gdy puściła piłkę, chwyciłam ją i rzuciłam. Suczka zerwała się z ziemi jak oparzona, przy czym prawie mnie przewróciła.  Na zabawie z psem spędziłam dobre pół godziny. Przerwałam gdy usłyszałam znajomy mi samochód. Krzyknęłam tylko, że wychodzę, chwyciłam w biegu telefon i wyszłam z domu. Przywitałam się z Jake’em i Dylanem, po czym ruszyliśmy do Camp Nou
***
    Druga połowa meczu zbliżała się ku końcowi. Barcelona wygrywała 4-1 co dla wielu było zaskoczeniem. Po dwa gole strzelali Neymar i Messi, a dla Realu – Ronaldo.  Piłka po raz kolejny zbliżała się do bramki piłkarzy z Madrytu.  Neymar chciał podać prawdopodobnie do Messiego, lecz na drodze Brazylijczyka pojawił się jeden z obrońców Realu. Próbował mu się wywinąć. Prawie mu się udało, lecz strzał okazał się za mocny, a piłka wyleciała w trybuny, w naszą stronę. A jeszcze dokładniej, to w moją głowę. Ał. Guz będzie na pewno. Właściwie, to nie wiem jak ta piłka mnie trafiła, podczas gdy siedzimy całkiem przy brzegu i to jeszcze przy barierkach…Podczas gdy ja masowałam uderzone miejsce któryś z moich przyjaciół, odrzucił piłkę.
- Żyjesz ? – spytał Dylan.
- Chyba… - mruknęłam ponownie skupiając się na meczu.
    Spotkanie zakończyło się naszą wygraną 4 – 2. Piłkarze zaczęli schodzić do szatni, a ludzie opuszczać stadion. My nie chcieliśmy się pchać, więc czekaliśmy aż zrobi się trochę luźniej. Poczułam jak Jake mnie sztura. Spojrzałam na niego pytająco, a ten skinięciem głowy wskazał kierunek w który mam spojrzeć. W naszą stronę szedł… Neymar.
- Przepraszam za ten strzał. – powiedział z uśmiechem, a mi stanęło serce.
- Nic się nie stało. – w tej chwili dziękowałam Bogu za to, że nie jestem nieśmiała.
Szatyn zamilkł na kilka sekund, ale potem znów się odezwał
- Masz coś do pisania ? – spytał
    Pokiwałam szybko głową, pokazując marker który od kilku chwil trzymałam w ręce. Neymar rozejrzał się, jakby chciał sprawdzić czy nikt go nie widzi po czym zdjął koszulkę, wziął ode mnie marker , podpisał ją i mi podał.
- W ramach przeprosin – uśmiechnął się, po czym odbiegł i udał się razem z resztą piłkarzy do szatni. Za to ja po prostu zaczęłam płakać, ściskając koszulkę i nie wierząc w to co się przed chwilą stało.


Wiem, że jest krótki, ale według mnie jak na pierwszy - wystarczy. Następne będą coraz dłuższe :) Bardzo Dziękuję za 5 komentarzy pod prologiem. Powiem szczerze że tylu się nie spodziewałam.
Mam nadzieję, że ten rozdział, tak jak prolog przypadnie wam do gustu. Każdy komentarz, nawet negatywny bardzo mile widziany. 
Tak jak mówiłam pod prologiem (albo i nie) - każdy komentarz, nowy obserwator czy reklama gdziekolwiek daje bardzo dużo, a przede wszystkim MOTYWACJE czyli to co najważniejsze. Każde miłe słowo pomaga nie tylko w pisaniu, jest także pocieszeniem na gorszy dzień. Bardzo się cieszę, gdy widzę, to co piszę się wam podoba :) 

Na dziś to chyba tyle więc... do następnego :)




piątek, 26 czerwca 2015

Prolog "Turniej"

Tym razem wyjątkowo notka przed "rozdziałem" :)

Witam wszystkich na moim drugim fanfiction którego tematem będzie piłkarz, a tym razem Neymar. Wcześniej było mnie można spotkac na Footaball - My life and... My love ? o Wojtku Szczęsnym pod nazwą Mrs. Szczęsna. Wiem, że kilka osób stamtąd pojawi się także tu, ale liczę także na nowych czytelników. Mam nadzieję, że tutaj będzie was więcej. Co do ff, zdradzę tylko, że to będzie bardziej "mroczne" niż to pierwsze. Reszty dowiecie się później :) Bardzo proszę o NIE reklamowaniu się pod rozdziałami, tylko w zakładce SPAM. Z racji tego, że dopiero zaczynam - każda reklama na twoim blogu czy gdziekolwiek bardzo, ale to bardzo miło widziana. Jeśli mnie gdzies polecisz, to poinformuj mnie o tym a postaram się w jakiś sposób odwdzięczyc :) N

Nie przedłużając - zapraszam na prolog, który mam nadzieję przypadnie wam do gustu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
   
 Dwadzieścia cztery osoby, sześć drużyn,  wygrywa jedna. A między nimi oni – FC Superior - Dylan, Jake, Oscar i ich tajna broń - Angie. Każda drużyna na finał wystawia osobę który jeszcze nie grała. Wcześniej nikt nie ma prawa wiedzieć o tym kim ona będzie (...) Z przeżytych już jedenastu turniejów, wygrali trzy. Tym razem też musi się im udać. Co prawda ich przeciwnikiem  jest sama Catalonia FC. Obok FCS, najsilniejszy i najgroźniejszy zespół . Ale oni i tak wiedzieli, że to wygrają…
***
    To była ich chwila. Ten moment decydował o wszystkim. Rzut karny. Jeden zły ruch i wszystko szlag trafi. Wszystko było w rękach a raczej w nogach, 19 letniej, drobnej aczkolwiek silnej brunetki. Wystarczy jeden strzał a ich marzenia zostaną spełnione. Niby tylko mecz a może dać tyle szczęścia...
-Dasz radę! Strzelaj ! - motywujący krzyk przyjaciela stojącego kilka kroków za dziewczyną dał jej to czego potrzebowała.
    Wzięła głęboki wdech i jeszcze raz spojrzała na bramkarza rywali. Dużo wyższy od niej i zdecydowanie silniejszy. Zielonooki szatyn, zdecydowanie najlepszy bramkarz pośród nich.  Wiedziała, że musi go pokonać. W końcu była ich "tajną bronią ". Ostatni wdech, kilka kroków w tył. Rzut oka na piłkę, ostatnia ocena odległości i siły jakiej musi użyć. "Strzelaj w stylu Neymara." Tak radził jej Jake, który zdecydowanie najlepiej znał bramkarza.
    Miejmy nadzieję że ta wskazówka będzie trafna. Teraz już była gotowa. Zamarkowała strzał w lewo, po czym strzeliła w prawo wkładając w to całą siłę jaką posiadała. Bramkarz dał się zmylić. Piłka poleciała dokładnie, co do centymetra tam gdzie miała. Dziewczyna w euforii wtuliła się w tors przyjaciela, czując drugiego przytulającego ją od tyłu oraz trzeciego z chłopaków skaczącego na trwającą w uścisku trójkę. Udało się. Wygrali, a nagroda którą otrzymają, spełni ich marzenia. Trzy bilety. Trzy bilety VIP na mecz Dumy Katalonii. Nigdy nie wierzyli, że uda im się zdobyć takie bilety i to na tak ważny mecz. FC Barcelona vs Real Madryt. I tak wiedzieli, że wygrają to spotkanie. W końcu ich motto brzmiało "Visca El Barça".

-  Gratuluje – do Angie podszedł bramkarz CFC – Masz talent. Powiem szczerze, że się tego po tobie nie spodziewałem. Po nagrodę zgłoście się do Javiera.

- Dzięki – odpowiedziała z uśmiechem Angela – Na pewno się zgłosimy.

Po tych słowach odwróciła się i wraz z resztą swojej drużyny, poszli odszukać kapitana Catalonii.